Przed meczem z Piastem jeden punkt Górnik pewnie wziąłby bez marudzenia. Jednak po ostatnim gwizdku pozostał mały niesmak. Czy gospodarze rzeczywiście zrobili wszystko, aby to spotkanie wygrać? No właśnie, przecież rywale nie pokazali żadnej rewelacji.
– To byłaby duża przesada, gdyby sędzia zagwizdał – skomentował Veljko Nikitović. A kilka minut później Jakub Biskup kopnął w boczną siatkę. Jednak w ekipie Marcina Brosza najgroźniejszy był lewy pomocnik Damian Pietroń, który był siłą napędową ofensywnych akcji rywali.
Ale to nie wystraszyło podopiecznych Mirosława Jabłońskiego. Górnik grał pewnie, spokojnie i przeprowadził też kilka ładnych akcji. Niestety w decydujących momentach brakowało podania otwierającego drogę do bramki.
Nie pomogło też przesuwanie do ataku Adriana Paluchowskiego, którego miejsce na boku pomocy zajmował Tomas Pesir. W efekcie nie udało się wypracować ani jednej stuprocentowej okazji.
Niezłe mieli tylko "Paluch”, który kopnął wzdłuż bramki oraz Mariusz Zasada, strzelający obok słupka. I jeszcze w 31 min Dejan Miloseski. Niestety, Macedończyk trafił w Pesira.
Druga połowa zaczęła się rewelacyjnie i niespodziewanie. Zasada wykonał przerzut do Paluchowskiego, a ten wyłożył piłkę Eivinasowi Zagurskasowi. Litwin nie miał problemów, aby z najbliższej odległości pokonać Jakuba Szkatułę.
Radość w szeregach miejscowych trwała krótko, bo arbiter podyktował dla Piasta rzut karnym. Jarosław Chmiel dopatrzył się przewinienia, mimo że w polu karnym był spory tłok. W czym zawinili łęcznianie?
– Tam była ręka – stwierdził z pełnym przekonaniem Wierzchowski. – Nie, to któryś z chłopaków przytrzymał rywala – przedstawił swoją opinię Niktović. A jeśli tak, to faulowany był Jan Buryan. Gliwiczanom na pewno było wszystko jedno. Z 11 metrów spokojnie uderzył Biskup.
Co działo się później? Niewiele, choć pozostawało 40 minut. Gospodarze niby próbowali, ale nieco lepsze sytuacje mieli przyjezdni.
W 60 min Łukasz Krzycki strzelił z bliska obok bramki, a później Tomasza Podgórskiego zablokował wślizgiem Dawid Sołdecki. Natomiast tuż przed końcem Maycon minimalnie spudłował.
Górnik odpowiedział dwoma uderzeniami z dystansu oraz akcją Mateusza Pielacha. I tyle. Jednak trener Jabłoński raczej był usatysfakcjonowany podziałem punktów, bo na pierwszą zmianę zdecydował się w 87 min…
Górnik Łęczna – Piast Gliwice 1:1 (0:0)
1:0 – Zagurskas (46), 1:1 – Biskup (50 z karnego)
SKŁADY
Górnik: Wierzchowski – Bożkow, Nikitović, Sołdecki, Pielach (87 Niżnik) – Paluchowski (90 Benevente), Bartoszewicz, Zagurskas, Miloseski, Zasada – Pesir.
Piast: Szmatuła – Buryan, Klepczyński, Krzycki, Szary – Biskup, Gamla, Zganiacz (77 Iwan), Pietroń (63 Podgórski) – Maciejak (56 Matras), Maycon.
Żółte kartki: Pesir, Bartoszewicz – Gamla, Zganiacz, Szary.
Sędziował: Jarosław Chmiel (Warszawa).
Widzów: 1500.
Wyrównywanie szans
– Dobrze, że gwizdnął, bo "Paluch” i tak by nie strzelił – skomentowano sytuację. Rola Szymanka ograniczyła się do rozgrzewania.
Z Piastem Paluchowski też zaliczył asystę, przy trafieniu Eivinasa Zagurskasa. I tyle można powiedzieć dobrego o jego grze. Bez względu na to, czy występował na prawej pomocy, czy też w ataku. Mimo to na boisku wytrwał do 91 minuty, kiedy został zastąpiony przez Wallace'a Benevente.
Cztery minut wcześniej zmieniony został Mateusz Pielach, bo sam o to poprosił. Dlaczego tak późno opiekun gospodarzy zdecydował się na ruchy?
– Rywale potrafią błyskawicznie przejść z obrony do ataku. I tego się obawiałem, że za mocno zaangażujemy się w grę na połowie przeciwnika i nadziejemy się na zabójczą kontrę – przyznał szkoleniowiec. W tej sytuacji za napastnika wprowadził środkowego obrońcę, choć – to nie pomyłka – również do linii napadu.
– Aby podnieść wzrost, na przykład przy stałych fragmentach gry – wyjaśnił trener. To trzeba było zdjąć dwóch i wprowadzić jeszcze Sergiusza Prusaka. No i żal, że za czerwoną kartkę musiał pauzować Paweł Magdoń. Ten to dopiero by podniósł.
Szkoda, że Jabłoński nie chciał zaryzykować. Owszem należało zdjąć Paluchowskiego, ale wpuścić Szymanka. Ten pierwszy został sprowadzony z Legii (wiosną był w Piaście, ale furory tam nie zrobił), żeby strzelał gole. Grał przez 850 minut, ale bramki nie zdobył żadnej. A Szymanek, grał przez… minutę. To się chyba nazywa wyrównywanie szans.