Dlaczego Górnik został rozbity w Świnoujściu? Bo gospodarze... utrudniali łęcznianom grę, stwierdził trener Mirosław Jabłoński. I dodał, że Flota przewyższała jego zespół pod względem zaciętości i waleczności, a mecz ustawiły dwa gole.
Wnioski są proste – Górnik chciał pokazać piękny futbol, ale trafił na osiłków, w dodatku nieprzebierających w środkach. Sędzia pozwalał miejscowym faulować, przepychać się z obrońcami, a najbardziej Charlesowi Nwaogu. To nic, że Nigeryjczyk był o głowę niższy od Pawła Magdonia i Wallace'a Benevente. W dodatku sprawę zagmatwała choroba Dawida Sołdeckiego, a sytuacji nie uratował też Adrian Bartkowiak.
"Zielono-czarni” pojechali na mecz już w czwartek, przez Grodzisk Wielkopolski. Wybrali się w siedemnastoosobowym składzie, bo z kadry wypadł niedysponowany Grzegorz Szymanek.
Wiadomo, że klub ma kłopoty finansowe, ale czy są one aż tak duże, aby oszczędzać na jednym piłkarzu?! To może trzeba było pojechać w czternastu. I ruszyć w podróż w nocy z piątku na sobotę, aby prosto z autokaru wybiec na boisko. Wtedy grosza udałoby się odłożyć jeszcze więcej.
W porównaniu do zwycięskiego meczu z KSZO Ostrowiec, w składzie nastąpiły dwie zmiany, za Sołdeckiego wszedł Magdoń, a za Dejana Miloseskiego – Rafał Niżnik.
Po przegranej w Wodzisławiu w niełaskę popadł Veljko Nikitović. Kamil Stachyra z kolei został odesłany do rezerw. Powodem była zapewne wypowiedź "Kapiego” na łamach naszej gazety, że "jeden mecz nie powinien decydować o wszystkim”.
Bo jeśli stosować się do tej zasady: "jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”, to po powrocie ze Świnoujścia w kadrze zespołu, a także ławce trenerskiej powinno dojść do prawdziwej rewolucji. Górnik nie wygrał jeszcze ani razu na wyjeździe i w tej chwili nie ma żadnego powodu, aby spoglądał w górę tabeli. Przecież od strefy spadkowej dzielą go tylko cztery punkty.
Czy podopieczni Mirosława Jabłońskiego musieli przegrać w sobotę? Wcale nie, trzeba było tylko dobrze odrobić lekcje. W środku drugiej linii mogło wyjść trzech pomocników. Radosław Bartoszewicz, razem z Nikitoviciem na pewno wyczyściliby pole. Mniej pracy mieliby obrońcy. Serb dodałby też charakteru zespołowi. Niewiele okazji otrzymuje również Krzysztof Kazimierczak.
Wiosną najlepszym środkowym obrońcą był Bartkowiak. Teraz popełnia błędy, często siedzi na ławce, ale to typ piłkarza, na którego trzeba stawiać i mieć do niego zaufanie. Przynajmniej w połowie takie, jak do napastników.
Z Flotą bramkę zdobył Nildo, jednak po prezencie od Krzysztofa Żukowskiego. Tomas Pesir i Adrian Paluchowski zawiedli na całej linii. Nie po raz pierwszy. W Świnoujściu na pewno przydałby się za to Stachyra, który wniósłby trochę świeżości i szybkości, nawet na końcowy kwadrans.
Jeśli obraz łęczyńskiej drużyny szybko się nie zmieni, a mecz z Pogonią już w piątek, to jeden z internautów Dziennika Wschodniego będzie miał chyba rację: Jesień idzie, jabłka spadają. Aluzja czytelna raczej dla wszystkich.