Kwadrans przed pierwszym gwizdkiem Andrzej Banaszkiewicz, od lat pracujący w klubie, powiedział z pełnym przekonaniem: Górnik wygra 2:0, a do przerwy będzie 1:0. Magik? Możliwe, bo wynik meczu z Podbeskidziem popularny "Banan” wytypował idealnie.
Po absencjach do składu wrócili Veljko Nikitović, Paweł Tomczyk, Grzegorz Bronowicki i Janusz Surdykowski. Miejsce w składzie znalazło się także dla Wallace'a Benevente, który w sobotę, podobnie jak kierownik drużyny Mirosław Budka, świętował urodziny.
Łęcznianie od początku starali się zaskoczyć przeciwnika, a jednym z manewrów była zamiana stron przez Sławomira Nazaruka i Krzysztofa Kazimierczaka.
Obaj mieli schodzić piłką do środka i próbować strzałów z dystansu. Wymienność ról stosowali też środkowi pomocnicy, zwykle pełniący rolę wyłącznie defensywnych.
W sobotę, gdy Veljko Nikitović przesuwał się do przodu, aby wesprzeć napastników, to Radosław Bartoszewicz musiał zostawać w tyle. I na odwrót.
Te rozwiązania wprowadzały sporo zamieszania w szeregach przyjezdnych Goście natomiast jedyne zagrożenie stwarzali po stałych fragmentach i uderzeniach z dystansu w wykonaniu Dariusza Kołodzieja.
W 28 min wreszcie poważnie zapachniało golem. Jednak po dośrodkowaniu Nazaruka, Bartoszewicz główkował obok bramki. Tuż przed przerwą nie było już pomyłki.
Bronowicki posłał wrzutkę w pole karne, Surdykowski odegrał głową, a Nikitović przyjął piłkę i przytomnie posłał ją do siatki przy słupku. Za chwilę serbski kapitan upadł na kolana i podniósł ręce ku niebu. Na część swojej mamy, która zmarła w ubiegłym roku.
Po przerwie Podbeskidzie nie rzuciło się do ataków, bo miejscowi nie pozwolili im na to. Tylko w 60 min Celemence Matawu z 17 m przetestował umiejętności Sergiusza Prusaka, a sześć minut potem groźny rajd lewą stroną przeprowadził Sylwester Patejuk.
Jednak trochę szalone wyjście łęczyńskiego bramkarza zakończyło się bez konsekwencji.
Nie licząc wyjątków, przez większość spotkania Górnik grał mądrze, z dala od własnego pola karnego. Gospodarze utrzymywali się przy piłce, próbując często ataków oskrzydlających. W 80 min, po kombinacyjnej akcji, decydujący cios zadali trzej panowie "N”.
Nildo podał Nazaruka, ten wyłożył piłkę do nadbiegającego Rafał Niżnika i doświadczony pomocnik lewą nogą ustalił rezultat.
To nie był finał emocji. Bo jeszcze Bartoszewicz z dystansu ostemplował słupek, a w oczekiwaniu na końcowy gwizdek Prusak wygrał pojedynek z Jurajem Dancikiem.
– Zabrakło nam agresywności, którą gospodarze nas zdominowali – przyznał Robert Kasperczyk, trener Podbeskidzia.
Górnik Łęczna – Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:0 (1:0)
1:0 – Nikitović (42), 2:0 – Niżnik (80)
SKŁADY
Górnik: Prusak – Tomczyk, Benevente, Bartkowiak, G. Bronowicki – Nazaruk (84 Szymanek), Nikitović, Bartoszewicz, Kazimierczak (75 Niżnik) – Nakoulma, Surdykowski (71 Nildo).
Podbeskidzie: Zajac – Ganowicz, Matusiak, Dancik, Osiński – Cieluch (46 Patejuk), Kołodziej (55 Rocki), Jarosz, Kanik (77 Świątek), Matawu – Bagnicki.
Żółte kartki: Niżnik, Nildo – Ganowicz, Dancik. Sędziował: Rafał Greń (Rzeszów). Widzów: 1500.
Niespodzianka goni niespodziankę
Plan.
– Czy prezes zażądał od nas dwóch zwycięstw? (dłuższa chwila namysłu) Jeśli tak, to połowa planu została wykonana. Jeden mecz wygraliśmy, została jeszcze Flota.
Gra.
– Momentami była dobra. Ale tylko momentami. Bo nie mogę wybaczyć sytuacji, kiedy ktoś nieodpowiedzialnym zagraniem sprawia niebezpieczeństwo pod własną bramką. A w prosty sposób można tego uniknąć, choćby wybiciem piłki. Nie rozumiem, dlaczego szybko w takich chwilach nie zapala się czerwona żarówka. To po naszych błędach, których spokojnie mogliśmy uniknąć, Podbeskidzie miało dwie szanse.
Boisko.
– Trochę zawodnicy na nie narzekali. Dlatego niektórym z boku wydawało się, że gra w pierwszej połowie była wyrównana. A my po prostu nie kończyliśmy swoich akcji dośrodkowaniami czy strzałami. W drugiej połowie już bardziej przyzwyczailiśmy się do tej nawierzchni. A od 2:0 było już widać kawał zespołu. Była nawet zabawa piłką i radość z gry.
Rezerwowi.
– Wszystkich chcę pochwalić. Nie mieliśmy słabych punktów, oby tak dalej.
Skład.
– To była trzecia para środkowych obrońców i myślę, że taka już powinna się trzymać. Benevente wreszcie wraca do siebie. Razem z Adrianem zatkali praktycznie środek. Ustawienie z dwoma defensywnymi pomocnikami, też już się raczej ułożyło. Teraz jeszcze przód. Tam może być nawet ból nadmiaru.
Liga.
– Widać, że ci, którzy wymyślili ustawę hazardową, wiedzieli co robią. Po prostu ludzie za dużo by tracili pieniędzy (śmiech). Obstawić prawidłowo wyniki to duży problem. Niespodzianka goni niespodziankę. Ja bym tylko chciał, żebyśmy nie sprawiali tych przykrych.
Flota.
– Wiem, że nie czeka tam na nas dobre boisko, ale my w Świnoujściu chcemy przede wszystkim zagrać na zero z tyłu. Jeśli się to uda, to nasi napastnicy coś stworzą. Nawet na krzywym boisku. Ja jadę już we wtorek, bo następnego dnia Flota gra zaległy mecz z Kluczborkiem.