Piłkarze Motoru w finale baraży o awans do Fortuna I Ligi ulegli w Chorzowie tamtejszemu Ruchowi aż 0:4. Żółto-biało-niebiescy mieli swoje sytuacje i wcale nie musieli przegrać tak wysoko. Niestety, zawiedli pod bramką przeciwnika. Kilka okazji zmarnował Maciej Firlej, rzutu karnego nie wykorzystał Rafał Król i w niedzielny wieczór trzeba było przełknąć bardzo gorzką pigułkę.
– Jesteśmy bardzo smutni. Dzisiaj odwrotność Suwałk, tam byliśmy niesamowicie skuteczni, a tym razem tej skuteczności zabrakło. Szkoda zwłaszcza niewykorzystanego rzutu karnego, bo złapalibyśmy Ruch w idealnym momencie. Wtedy ten mecz wyglądałby całkowicie inaczej. Trzeba jednak pogratulować rywalom zimnej krwi. W końcu przez cały sezon byli na drugim, trzecim miejscu – mówił po końcowym gwizdku trener Marek Saganowski.
– Jeżeli chodzi o nas, to nawet te dwie pomyłki, które nastąpiły na początku nas nie podłamały. Mieliśmy dwie, a nawet trzy sytuacje sam na sam. Na drugą połowę wychodzimy i mamy rzut karny na dzień dobry i idealną sytuację, żeby złapać kontakt z przeciwnikiem. Później była też sytuacja Michała Fidziukiewicza z 5 metra, normalnie zapytałby się bramkarza, w który róg chce dostać piłkę. Padliśmy, jeżeli chodzi o skuteczność. Dziękujemy kibicom za to, że przyjechali do Chorzowa i nas wspierali. Bardzo nas boli, że skończyło się 0:4. Goniliśmy jednak wynik, chcieliśmy, jak najszybciej strzelić bramkę, a zamiast tego straciliśmy jeszcze dwie – ocenia szkoleniowiec ekipy z Lublina.
I dodaje, że w Chorzowie zabrakło przede wszystkim skuteczności. Jedna bramka dla gości mogła całkowicie zmienić oblicze meczu. – Czy tym razem zawodnicy trzymali ciśnienie? Wiadomo, że druga bramka, to słaba komunikacja Bartosza Zbiciaka, który podał do zawodnika rywali. Wydawało się, że na Suwałkach dobrze to wyglądało, a tym razem było inaczej. Ten mental jest podstawą. Podejrzewam, że gdybyśmy strzelili bramkę, to mecz kończyłby się inaczej, a Ruchowi napędzilibyśmy większego stracha. Taka jednak jest piłka, wygraliśmy z Wigrami 4:0 cztery dni temu i zagraliśmy niesamowity mecz. W Chorzowie przy strzeleniu jednego-dwóch goli też moglibyśmy powiedzieć, że to na pewno był niezły występ w naszym wykonaniu – przekonuje opiekun żółto-biało-niebieskich.
Wiadomo, że celem Motoru na ten sezon był awans na zaplecze ekstraklasy. Nie udało się go zrealizować, dlatego trudno w tej chwili powiedzieć, czy trener Saganowski nadal będzie prowadził drużynę. 43-latek chciałby jednak zostać w Lublinie.
– Nie wiem, jaka będzie moja przyszłość w klubie. Te ostatnie mecze pokazały, ze zespół jest przygotowany, żeby walczyć o pierwsze dwa miejsca. Z niewielkimi roszadami w składzie, bo dużo zmian to też jest niedobrze. W kilku meczach pokazaliśmy, ze jest to zespół, który przy kilku korektach może być naprawdę mocny w drugiej lidze. Ja się zobowiązałem do tego, że to długofalowy projekt i chociaż nie wszystko zależy ode mnie, to jeżeli dostanę taką propozycję, to będę chciał dalej kontynuować pracę w Motorze. Tak łatwo się nie poddaję – zapewnia „Sagan”.