Po pierwszej połowie meczu Motor – Chełmianka wydawało się, że gospodarze wreszcie wygrają bez większych problemów. Żółto-biało-niebiescy dominowali i zasłużenie prowadzili 1:0. Po przerwie goście zagrali jednak dużo lepiej i podopieczni Roberta Góralczyka dopiero w doliczonym czasie gry upewnili się, że trzy punkty zostaną w Lublinie
W tym sezonie mecze na Arenie to zazwyczaj wielkie męczarnie „Motorowców”. Często w pierwszych połowach brakowało klarownych okazji, a piłkarze z Lublina rozkręcali się dopiero po zmianie stron. Tym razem było na odwrót, bo od początku sobotnich derbów, to Konrad Nowak i jego koledzy prezentowali się dużo lepiej.
W szóstej minucie po złym podaniu Michała Ranko piłkę przejął Hubert Kotowicz, ale nie miał chyba pomysłu, jak zakończyć akcję i skończyło się tylko na strachu miejscowych. To była najlepsza szansa biało-zielonych przed przerwą. Już 120 sekund później Tomasz Brzyski urwał się lewą stroną, wpadł w pole karne i uderzył centymetry obok słupka. W 11 minucie Michał Paluch wygrał pojedynek bark w bark z obrońcą i próbował zaskoczyć Damiana Drzewieckiego strzałem w krótki róg. Huknął jednak nad poprzeczką. Minęło kilkadziesiąt sekund i Chełmiankę uratował słupek po próbie Konrada Nowaka. Na dodatek podopieczni Artura Bożyka mieli furę szczęścia, że przypadkowo nie wbili piłki do swojej bramki.
Tyle okazji w zaledwie 12 minut? Czegoś takiego na Arenie w tym sezonie jeszcze nie grali. A to wcale nie koniec. Między 20, a 21 minutą pokazał się Michał Gałecki. Najpierw został jednak zablokowany, a po chwili posłał futbolówkę nad poprzeczką. W 36 minucie żółto-biało-niebiescy dopięli swego. Michał Wołos, czyli były kapitan gości wypuścił w uliczkę Michała Palucha, a ten wydawało się, że strzelił zbyt lekko, żeby zaskoczyć Damiana Drzewieckiego. Bramkarz jakimś cudem przepuścił jednak piłkę i zrobiło się 1:0. W 40 minucie Nowak walczył do końca, odebrał piłkę obrońcy i sprawił golkiperowi przyjezdnych mnóstwo problemów. Drugiego gola jednak nie było.
Po zmianie stron Chełmianka pokazała, że też potrafi grać w piłkę. Już w 49 minucie po zagraniu na długi słupek Przemysława Koszela sporo czasu i miejsca miał Mateusz Kompanicki. Próbował strzelać z powietrza, ale nie trafił w bramkę. W 54 minucie Brzyski posłał daleką piłkę na „aferę”. Dawid Pożak wybiegł zza pleców obrońcy i huknął z pierwszej piłki. Niestety, prosto w bramkarza. Po godzinie gry „Brzytwa” powinien mieć na koncie asystę, a Paluch drugie trafienie. Napastnik gospodarzy z bliska uderzył jednak nad poprzeczką.
W 65 minucie w dobrej sytuacji znalazł się Kompanicki, ale w ostatniej chwili został zablokowany przez... Pożaka. Do końcowego gwizdka goście mocno naciskali, oddali kilka strzałów i na pewno kibice na Arenie z niepokojem wyczekiwali na ostatni gwizdek. W doliczonym czasie gry kapitalną akcję przeprowadził Szymon Rak. 18-latek dostał tylko 10 minut, żeby się pokazać, ale ten czas wykorzystał. Wpadł w pole karne i mimo asysty kilku rywali uderzył sprytnie w krótki róg. To definitywnie zamknęło zawody.
Drużyna trenera Góralczyka zanotowała już szósty mecz z rzędu bez porażki. Chełmianka przegrała za to piąte, kolejne spotkanie.
Motor Lublin – Chełmianka Chełm 2:0 (1:0)
Bramka: Paluch (36), Rak (90+2).
Motor: Olszewski – Kraśniewski, Majewski, Ranko, Wołos, Pożak (74 D. Kamiński), Gałecki, Cichocki (90 Sz. Kamiński), Brzyski, Nowak (86 Darmochwał), Paluch (80 Rak).
Chełmianka: Drzewiecki – Kursa, Myszka, J. Niewęgłowski, Jabkowski, Uliczny, Kocoł, Kotowicz, Koszel, Kompanicki, Zawiślak (46 Budzyński).
Żółte kartki: Wołos – Kotowicz, Myszka, Jabkowski.
Sędziował: Konrad Tomczyk (Jarosław). Widzów: 2831.