Tradycji z ostatnich tygodni stało się zadość. Motor po raz kolejny w meczu u siebie przegrywał i zaczął grać dopiero po stracie bramki. Udało się doprowadzić do remisu, ale na więcej zabrakło już czasu. Tym razem w dobrych humorach z Lublina wyjeżdżała Wisła Sandomierz, która zremisowała na Arenie 1:1.
Ciężko napisać coś dobrego o grze żółto-biało-niebieskich z pierwszej połowy. Kto oglądał spotkanie, to musiał przyznać, że to goście prezentowali się lepiej. Potrafili ładnie wymieniać podania, wychodzić spod pressingu, czy rozegrać piłkę na połowie przeciwnika. No i mieli swoje okazje. Już w szóstej minucie z dystansu przymierzył Wiktor Putin. Zabrakło mu centymetrów, bo trafił w słupek. W 23 minucie Damian Nogaj przegrał za to pojedynek z Adrianem Olszewskim.
A lublinianie niewiele potrafili zdziałać w ataku. Najlepszą sytuację mieli w 39 minucie. Tomasz Brzyski przejął piłkę przed polem karnym, ale zdecydował się odegrać do Grzegorza Bonina. Ten wrzucił w pole karne. Problem w tym, że do „nikogo”. Brakowało dobrych akcji, groźnych strzałów, a nawet stałych fragmentów gry. Dopiero w 45 minucie Brzyski miał okazję pierwszy raz dośrodkować z rzutu rożnego. Tym razem kompletnie nic z tego jednak nie wyszło.
Piłkarze trenera Roberta Chmury od razu po przerwie postanowili jednak, że wystarczy już słabej gry i ruszyli do przodu. Ładnie na prawej stronie pokazał się Maciej Kraśniewski. Obrońca z rocznika 2001 „puścił” sobie piłkę obok rywala, obiegł go i zagrał wzdłuż pola karnego. Zabrakło jednak kogoś w polu karnym. Po chwili strzelali Bonin i Brzyski. Nieznacznie chybił zwłaszcza ten drugi. Kiedy wydawało się, że lada chwila żółto-biało-niebiescy obejmą prowadzenie zrobiło się 0:1. Paweł Bażant w sytuacji sam na sam idealnie uderzył obok Olszewskiego.
Niedługo później groźnie strzelał Michał Paluch jednak dobrze ustawiony był bramkarz ekipy z Sandomierza. A kilkadziesiąt sekund później powinno być 0:2. Piotr Poński z pięciu metrów uderzał z pierwszej piłki, ale prosto w Olszewskiego. Nie udało się gościom, a skuteczniejsi byli miejscowi. Po centrze z rzutu rożnego w odpowiednim miejscu znalazł się Maks Cichocki. Strzelił w kierunku bramki, a w ostatniej chwili piłki dotknął Szymon Rak i to jemu ostatecznie zapisano gola na 1:1.
Końcówka? Nerwowa i pełna emocji. Mogli wygrać jedno, mogli i drudzy. Najpierw Robert Majewski nie zdołał pokonać Stanisława Wierzgacza, a z metra nad poprzeczką strzelił jeszcze Marcin Michota. W odpowiedzi Poński zagrał do Putina, a ten w 90 minucie w sytuacji sam na sam zdecydował się lobować bramkarza rywali, ale za słabo i Olszewski złapał futbolówkę.
ZDANIEM TRENERÓW
Dariusz Pietrasiak (Wisła Sandomierz)
– Po pierwsze chciałbym pogratulować moim zawodnikom ogromnego wysiłku, jaki włożyli w ten mecz. W środę graliśmy przecież w Pucharze Polski z Koroną Kielce. Co na pewno w drugiej połowie delikatnie się na nas odbiło. Większość piłkarzy w tamtym spotkaniu zagrała, a to miało znacznie po przerwie, bo trochę zabrakło nam sił. Pierwsza połowa zdecydowanie pod nasze dyktando. Przy stanie 1:0 mieliśmy świetną sytuację, ale jej nie wykorzystaliśmy. Motor nie miał już nic do stracenia, postawił wszystko na jedną kartę i też miał swoje okazje. My jednak w 90 minucie mogliśmy zdobyć drugiego gola. Wiktor Putin był sam na sam z bramkarzem rywali. Niestety, nie strzelił. Ale z przebiegu całego spotkania trzeba przyznać, że gospodarze też mogli strzelić więcej niż jednej bramkę. Mieli słupek, czy strzał z pięciu metrów. Pierwsza połowa nie była aż tak widowiskowa, ale druga pewnie mogła zadowolić kibiców. Przed pierwszym gwizdkiem remis wzięlibyśmy w ciemno, ale na koniec jest delikatny niedosyt. Ten wynik trzeba jednak szanować. Motorowi, życzę, żeby w niedalekiej przyszłości wywalczył awans.
Robert Chmura (Motor Lublin)
– Jeżeli chodzi o pierwszą połowę, to uważam, że wyszliśmy jacyś ospali i w ogóle nie reagowaliśmy na to, co dzieje się na boisku. Naszym zadaniem grając u siebie jest atakowanie. Nie dawaliśmy sobie z tym rady. Cechy wolicjonalne pozostawiały dużo do życzenia. Zaczęliśmy stwarzać zagrożenie dopiero po strzelonym golu przez przeciwników. Nie zawsze można jednak wygrywać w 90 minucie. Myślę, że w pierwszej połowie graliśmy słabiej od Wisły Sandomierz. W drugiej wszystko się zmieniło. Cały czas dążyliśmy do tego, żeby strzelić bramkę. Mieliśmy swoje sytuacje, ale rywale też mogli przechylić szalę na swoją stronę. Ta drużyna cały czas idzie jednak do przodu. To nie ważne, czy ja będę trenerem, czy ktoś inny. Myślę, że trochę mamy problem z głowami. Zaczynamy grać dopiero, jak dostaniemy strzała. Wtedy jest otrzeźwienie, co się stało i gonimy. Tym razem zabrakło nam czasu, żeby wygrać ten mecz. Myślę, że zmiany wniosły bardzo dużo ożywienia. Nie wiem, czy to wynikało z tego, że rywal grał w środę mecz w Pucharze Polski, czy po prostu my w drugiej połowie wyglądaliśmy dużo lepiej. Szkoda sytuacji Grześka Bonina. Po przerwie to był właśnie Grzesiek, którego chcielibyśmy oglądać. Skończyło się wynikiem 1:1 i jest mi przykro, że nie wygraliśmy.
Motor Lublin – Wisła Sandomierz 1:1 (0:0)
Bramki: Rak (85) – Bażant (65).
Motor: Olszewski – Kraśniewski (76 Michota), Ranko, Majewski, Wołos, Bonin, Kumoch (41 Cichocki), Gałecki (74 Rak), Brzyski, Darmochwał (61 Meskhia), Paluch.
Wisła: Wierzgacz – Konefał, Kolbusz, Chorab, Nogaj, Siedlecki (70 Poński), Bażant (82 Ferens), Łata (64 Sornat), Kamiński, Piechniak (70 Sudy), Putin.
Żółte kartki: Cichocki, Bonin (Motor).
Sędziował: Artur Szelc (Krosno). Widzów: 2199.