

Świetny mecz w Tarnobrzegu. Niestety, Siarka przerwała kapitalną serię Świdniczanki. Gospodarze przegrywali do przerwy 0:2 jednak w drugiej połowie odwrócili losy meczu i wygrali 4:2.

Początek zawodów przebiegał zdecydowanie pod dyktando Siarki. Goście przeżywali trudne chwile, musieli skupić się na defensywie, ale szybko pokazali „pazurki”.
W 10 minucie Jakub Szymala posłał długą piłkę do Oliwiera Konojackiego. Ten dobrze się z nią zabrał, uwolnił się spod opieki rywala i z linii pola karnego uderzył po krótkim rogu na 0:1.
W 22 minucie piłkarze trenera Łukasza Gieresza mieli już w zapasie dwa gole. Dawid Brzozowski dopadł do piłki tuż za szesnastką, ładnie uderzył z powietrza, a bramkarz odbił futbolówkę pod nogi Michała Palucha, który popisał się skuteczną dobitką.
Trzeba dodać, że to nie były jedyne sytuacje przyjezdnych. Zarówno przed pierwszym, jak i drugim golem też było groźnie. Najpierw „Brzoza” znalazłby się w sytuacji sam na sam gdyby uniknął spalonego. A chwilę przed trafieniem na 0:2 Siarka miała sporo szczęścia, że w zamieszaniu wcześniej nie straciła bramki.
Było jasne, że gospodarze ruszą po przerwie do natarcia. I dokładnie tak było. Szkoda, że szybko dopięli swego. Już w 49 minucie po centrze z prawego skrzydła Krystian Bracik pokonał Pawła Sochę po strzale głową. A zanim minął kwadrans drugiej odsłony już był remis. Emmanuel Francois skupił na sobie uwagę trzech rywali, odegrał do Szymona Kalińca, a ten uderzył z dystansu idealnie. Piłka odbiła się od słupka i wylądowała w siatce.
Miejscowi poszli za ciosem. W 64 minucie już byli na prowadzeniu. Francois świetnie wrzucił futbolówkę z rzutu wolnego na głowę do Kacpra Jodłowskiego. To wcale nie był jednak koniec emocji. „Świdnia” nie zamierzała wracać do domu z pustymi rękami i też zaatakowała. Wydawało się, że w 68 minucie wyrównała.
Po centrze z rzutu rożnego świetnie głową uderzył Kacper Żabiński. Piłka odbiła się od poprzeczki, a goście reklamowali, że wylądowała już za linią. Dopadł do niej Michał Koźlik, oddał strzał, a za chwilę został „wycięty równo z trawą”. Nie było jednak ani gola, ani karnego, tylko rzut rożny.
W 82 minucie nadzieje kibiców ze Świdnika odżyły. Piotr Lisowski za „nurkowanie” w polu karnym obejrzał drugie „żółtko” i wyleciał z boiska. Przyjezdni naciskali, naciskali, ale zamiast wyrównać, w doliczonym czasie gry dali się skontrować. W szóstej, dodatkowej minucie wynik ustalił Kamil Ogorzały.
– W pierwszej połowie koncertowo realizowaliśmy nasz plan. Sporo graliśmy w obronie niskiej, ale stwarzaliśmy też duże zagrożenie pod bramką rywali. Można powiedzieć, że mieliśmy kontrole nad boiskowymi wydarzeniami. W szatni uczulaliśmy się, że początek drugiej połowy będzie trudny. Wiedzieliśmy, że przeciwnik nie ma nic do stracenia. Ciężko dopatrywać się błędów. Gospodarze po prostu przyśpieszyli i grali bezkompromisowo. Pierwsza, szybko zdobyta bramka spowodowała, że się nakręcili. A my źle zarządzaliśmy spotkaniem. Ciężko było zareagować, bo rywal uwierzył, że może wygrać. Jesteśmy źli, ale na pewno jest po tym spotkaniu sporo pozytywów. Potrafiliśmy walczyć w wielu fragmentach z czołowym zespołem naszej ligi, a do remisu wcale nie zabrakło tak dużo – ocenia Łukasz Gieresz, trener „Świdni”.
Siarka Tarnobrzeg – Świdniczanka Świdnik 4:2 (0:2)
Bramki: Bracik (49), Kaliniec (57), Jodłowski (64), Ogorzały (90+6) – Konojacki (10), Paluch (22).
Świdniczanka: Socha – Futa, Koźlik, Szymala, Sypeń (74 Ziętek), Bayer, Tymosiak, Sikora (66 Nawrocki), Konojacki (60 Kosior), Paluch (66 Żabiński), Brzozowski (74 Eze).
