Tylko jedna bramka w czterech ostatnich występach. Żadnego gola w lidze od ponad 300 minut. A do tego trzy porażki z rzędu. Kibice w Puławach zastanawiają się co się dzieje z Wisłą? – Nie mogę mieć pretensji o grę, naszym problemem jest skuteczność. Brakuje nam chłodnej głowy pod bramką rywali – mówi trener Jacek Magnuszewski
Problem ze zdobywaniem goli w Puławach znają doskonale od kilku lat. Po historycznym awansie na zaplecze ekstraklasy właśnie atak był główną bolączką drużyny. W 34 kolejkach udało się strzelić tylko 33 bramki. To był oczywiście najgorszy wynik. Kolejne rozgrywki już w II lidze miały być dużo lepsze. Niestety, zamiast walki o czołowe lokaty trzeba było się pogodzić z drugim spadkiem z rzędu. Jak tym razem było ze skutecznością? Minimalnie lepiej, bo piłkarze Wisły pokonywali bramkarzy rywali 34 razy. Ponownie nie było jednak gorszej drużyny pod tym względem.
Wydawało się, że problem wreszcie zniknie na trzecioligowych boiskach. Po 10 kolejkach na koncie jest jednak tylko 10 goli. A jeżeli chodzi o grę w ataku, to obecnie trzeci wynik od końca w grupie czwartej. Po dwa trafienia do tej pory zaliczyli: obrońca Jakub Poznański i pomocnicy Arkadiusz Maksymiuk oraz Łukasz Kacprzycki. Najczęściej grający z przodu Szymon Stanisławski w lidze „ukłuł” raz, a dwie bramki dorzucił w Pucharze Polski.
– Cały czas pracujemy nad skutecznością – zapewnia trener Magnuszewski. – Stwarzamy sobie mnóstwo sytuacji. Ostatnio tak było w Chełmie, gdzie rywal praktycznie w drugiej połowie nam nie zagroził. Tak samo wyglądała pierwsza połowa spotkania z Podhalem. Nie można powiedzieć, że to rywale nas zdominowali, a my nie mogliśmy nic zdziałać z przodu. Tak było jedynie w starciu ze Stalą Rzeszów, która po prostu była od nas lepsza – dodaje szkoleniowiec.
Strzelby w Puławach zacięły się na dobre. Ostatni raz na listę strzelców w lidze zawodnik Dumy Powiśla wpisał się... 8 września. W 55 minucie wyjazdowego meczu z KSZO do siatki trafił Poznański. Od tej pory minęło już ponad 300 minut bez bramki. Wydawało się, że po przełamaniu w Pucharze Polski pójdzie już z górki, bo Wisła ograła na wyjeździe GKS Drwinia 1:0. Niestety, w lidze jak nie idzie, tak nie idzie.
– Brakuje nam cwaniactwa i doświadczenia. Czasami zdarzają się jednak takie okresy, kiedy napastnicy się zatną i nie można na to nic poradzić. Brakuje nam tego jednego gola i wierzę, że później będzie już łatwiej. Nie ma jeszcze wielkich powodów do niepokoju, bo nasza gra naprawdę wygląda dobrze. Potrzeba tylko więcej wyrachowania w dogodnych sytuacjach – zapewnia trener Magnuszewski.
W najbliższą sobotę Mateusz Pielach i jego koledzy zagrają w Wólce Pełkińskiej z tamtejszą Wólczanką. Na małym i wąskim boisku nie będzie łatwo nie tylko o gole, ale ogólnie o punkty. – Zdajemy sobie z tego sprawę, ale mocno pracujemy nad tym, żeby w końcu się przełamać – dodaje opiekun Dumy Powiśla.