(fot. Maciej Kaczanowski)
Rezerwy Motoru Lublin kompletnie zdominowały rozgrywki i pewnie awansowały do IV ligi
To był bardzo dziwny sezon w lubelskiej klasie okręgowej, bo zespół, który wywalczy awans był znany właściwie już przed rozpoczęciem rozgrywek. Motor II Lublin wszedł do tej ligi jako ekipa, która przerasta resztę zespołów o kilka długości. Taki stan nie powinien dziwić, bo w lubelskim klubie z młodzieżą pracuje się na poziomie Ekstraklasy czy czołówki I ligi. Zawodnicy są bardzo dobrze wytrenowani, a poziom organizacji jest na wysokim poziomie.
W A klasie ten zespół nie przegrał żadnego spotkania. Co więcej większość z nich wygrywał różnicą co najmniej kilku bramek. Zdarzały się nawet takie spotkania jak to z GLKS Michów, kiedy lublinianie zwyciężyli 17:0. W „okręgówce” takie wyniki już się nie powtarzały, chociaż wysokich zwycięstw nie brakowało. Początkowo podopieczni Wojciecha Stefańskiego musieli nauczyć się tej ligi, dlatego w pierwszych kolejkach ich zwycięstwa nie były aż tak imponujące. 4:3 z Garbarnią Kurów czy 6:4 z Sokołem Konopnica dawały nadzieję na ciekawy sezon. Nauka młodym lublinianom szła jednak bardzo dobrze, a jej owoce zaczęli zbierać już we wrześniu, kiedy po raz pierwszy ustrzelili dwucyfrówkę. 10 bramek przyjęła Piaskovia Piaski, a tydzień później z 14 golami bagażu z Lublina wyjechało Mazowsze Stężyca. Od tego momentu Motorowi szło już bardzo gładko, chociaż wiosną przydarzyły mu się dwie wpadki. Jedna nastąpiła z przyczyn proceduralnych, kiedy w składzie na mecz z Orionem Niedrzwica pojawił się nieuprawniony zawodnik. Winą drugiej były kwestie sportowo-mentalne, kiedy lider sensacyjnie uległ w Bełżycach miejscowej Unii. Nie przeszkodziło to jednak Motorowi zapewnić sobie awansu już w połowie rundy, a lublinianie skończyli sezon z 19 pkt przewagi nad resztą stawki.
Za plecami lublinian trwała zażarta walka o podium. Ostatecznie zwycięsko z niej wyszedł Orion Niedrzwica, który zebrał aż 65 pkt. – To był dla nas udany, chociaż bardzo ciężki sezon. Myślę, że wycisnęliśmy z siebie absolutne maksimum. Trzeba pamiętać też, że fakt, że w lidze były obecne rezerwy Motoru, zdeterminował budowę składów innych drużyn. Wiele ekip potraktowało ten sezon jako czas na przeczekanie. My podeszliśmy bardzo ambitnie do tematu i graliśmy z maksymalnym zaangażowaniem. Mimo, że czasami miałem bardzo mało zawodników do dyspozycji, to cały czas staraliśmy się narzucać rywalom swój styl – mówi Radosław Muszyński. Młody szkoleniowiec już pożegnał się z Orionem i w przyszłym sezonie będzie prowadzić IV-ligowy Powiślak Końskowola. – To dla mnie sportowy i organizacyjny awans. Trafiłem do miejsca, gdzie panuje świetna atmosfera, a prezes jest bardzo oddany klubowi. Cieszę się, że będę mógł pracować z wieloma młodymi zawodnikami o dużym potencjale sportowym – dodaje Muszyński.
Na najniższym stopniu podium zameldowała się Janowianka Janów Lubelski. Ekipa Ireneusza Zarczuka prawie przez cały sezon była w pierwszej trójce rozgrywek, a wypadła z niej dopiero na samym finiszu rozgrywek. Ponownie na podium udało się jej dopiero wskoczyć w ostatniej kolejce, kiedy po fantastycznym meczu pokonała 3:2 Stal Poniatowa. Gole dające sukces Janowiance w samej końcówce zdobyli Łukasz Piecyk i Jurij Perin. – Jesteśmy zadowoleni z osiągniętego wyniku, a drużyna pokazała charakter. Chcemy w lecie dokonać wzmocnień i włączyć się w nadchodzącym sezonie do walki o awans do IV ligi – mówi Krzysztof Kołtyś, kierownik Janowianki.
Tuż za podium sezon zakończyła Stal Poniatowa, którą w tym sezonie prowadziło aż dwóch szkoleniowców. Rozgrywki rozpoczął Adrian Kowalski, a w zimie zespół przejął Kamil Witkowski. Pod jego wodzą drużyna grała ładną dla oka ofensywną piłkę, co przełożyło się na aż 33 pkt w rundzie rewanżowej. Ten wynik jest na pewno dobrym prognostykiem na przyszły sezon. – Na razie jestem trochę rozczarowany, bo liczyłem, że uda nam się ukończyć ligę na podium. W tym zespole jest spory potencjał, ale zawodnikom brakuje wary we własne umiejętności. Nad tym trzeba pracować najmocniej. Przydałyby się również wzmocnienia. Czterech dobrych piłkarzy sprawiłoby, że zespół wzniósłby się na wyższy poziom – mówi Kamil Witkowski, opiekun Stali.
Kto pretenduje do miana największych przegranych minionego sezonu? Na pewno są to spadkowicze, czyli Mazowsze Stężyca, GKS Niemce i Orzeł Urzędów. Degradację dwóch pierwszych ekip można było przewidzieć, bo tam już od dłuższego czasu było sporo problemów. Pożegnanie się z „okręgówką” Orła jest jednak sporym zaskoczeniem, zwłaszcza, że na początku sezonu beniaminek spisywał się rewelacyjnie i po 6 kolejkach miał 12 pkt. Duża była w tym zasługa Arkadiusza Maja. 21-letni snajper trafił do Urzędowa po nieudanym pobycie w III-ligowej Stali Kraśnik i pod okiem Kamila Dydo miał wrócić do dawnej formy. Właściwą dyspozycję udało się szybko odbudować i Maj jesienią zdobywał wiele bramek. W zimie jednak przeniósł się do III-ligowych Orląt Radzyń Podlaski. Tam również seryjnie kolekcjonował trafienia i walnie przyczynił się do uratowania ligowego bytu przez Orlęta. Orzeł natomiast w zimie stracił jeszcze trzy inne filary. Damian Pietroń, Mateusz Kozakowski i Mikołaj Surus przenieśli się do A-klasowego Ruchu Popkowice, gdzie buduje się lokalna potęga. Orzeł bez tej czwórki już sobie nie poradził, wiosną zdobył ledwie 10 pkt i zasłużenie spadł do A klasy.
Awans do IV ligi: Motor II Lublin. Spadek do A klasy: Orzeł Urzędów, GKS Niemce, Mazowsze Stężyca.