(JACEK ŚWIERCZYŃSKI)
To nie będzie łatwe zadanie – szczypiorniści Azotów muszą odrobić stratę trzech goli z pierwszego spotkania ćwierćfinałowego z Pownem Zabrze. Na Górnym Śląsku podopieczni Marcina Kurowskiego doznali porażki 30:33. Rewanż zostanie rozegrany w Puławach dziś o godz. 18.
– Najwyższy czas zakończyć tę czarną serię – podkreśla trener Marcin Kurowski. Szkoleniowiec puławian ma nad czy myśleć, bo granie co trzy dni wyraźnie nie sprzyja jego podopiecznym. Wiele do życzenia pozostawia zwłaszcza skuteczność oraz obrona. I to właśnie do defensywy trener Kurowski miał najwięcej zastrzeżeń po meczu w Olsztynie.
– Po prostu nie broniliśmy. To była główna przyczyna naszej porażki – mówi opiekun Azotów. Ale nie jedyna. W tym meczu drużyna nie wykorzystała wielu sytuacji sam na sam z bramkarzem. Tak było w potyczce z Warmią i również w Zabrzu z Powenem. Dlatego trudno traktować to jako incydent.
Powen, prowadzony przez doświadczonego szkoleniowca Bogdana Zajączkowskiego, już dwukrotnie udowodnił Azotom, że potrafi grać w piłkę ręczną.
Lwi pazur zabrzanie pokazali podczas wizyty w Puławach w pierwszej rundzie rozgrywek ligowych, kiedy przegrali tylko jedną bramką. Po raz drugi przed tygodniem w Pucharze Polski, wypracowując trzybramkową zaliczkę.
A mogła być jeszcze wyższa, gdyby goście w porę się ocknęli i w końcowych minutach nie zmniejszyli straty wynoszącej już sześć trafień. W przeciwnym razie dzisiejsze spotkanie mogłoby mieć charakter już tylko statystyczny.
– Zespół ma o co walczyć. Za zajęcie czwartego miejsca w Final Four ZPRP obiecał 10 tys. złotych. Sądzę, że 90 procent tej kwoty możemy spokojnie przeznaczyć na premię dla drużyny – prognozuje prezes Jerzy Witaszek.
Jednak Powen ma podobne plany. – Chcemy po raz drugi ograć Azoty i wywalczyć awans – mówi Remigiusz Lasoń, rozgrywający rywali.