Szczypiorniści Azotów Puławy rozpoczną zmagania o piąte miejsce w kończącym się sezonie od wyjazdowej potyczki z Siódemką Miedzią Legnica.
Po trzech tygodniach wolnego od rozgrywek ligowych zespoły wracają na parkiety. Gospodarze przed tygodniem rywalizowali w Final Four Pucharu Polski w Kielcach, w którym zajęli czwarte miejsce. Azoty okazały się gorsze w półfinale od Orlenu Wisły Płock, a w meczu o trzecie miejsce uległy MMTS Kwidzyn.
– Pewnie, że został niedosyt, szczególnie po drugim spotkaniu. Nie mogliśmy złapać swojego rytmu gry, długo goniliśmy rywala, jednak bezskutecznie – przyznaje reprezentacyjny bramkarz Piotr Wyszomirski.
Azoty nie mogą pozwolić sobie na pogoń za wynikiem. Po odpadnięciu z walki o medale mistrzostw Polski, za sprawą przegranej w ćwierćfinale z Tauron Stalą Mielec, ekipa z Puław musi bić się o dolną połówkę tabeli, czyli lokaty 5-8.
Droga do zakończenia rywalizacji na piątym miejscu i tym samym powtórzenia wyniku sprzed roku jest długa. Najpierw podopieczni trenera Kurowskiego muszą okazać się lepsi w dwumeczu od Miedzi, a następnie przystąpić do walki z wygranym z pary: Chrobry Głogów – Powen Zabrze. W obu przypadkach o tym, kto będzie górą decyduje bilans meczów. Jeśli będzie identyczny, liczyć się będzie bilans bramkowy.
Legniczanie, którzy w trakcie ligi, borykali się z poważnymi kłopotami finansowymi, rzutem na taśmę awansowali do play-off, zapewniając sobie spokojne utrzymanie. – Swój cel osiągnęliśmy, teraz możemy grać bez najmniejszej presji. Jeśli się uda, to ogramy Azoty – przyznaje trener Marek Motyczyński.
– Legnica może wygrać, my musimy. Nie możemy pozwolić sobie na porażkę, odrabianie strat w meczu rewanżowym nie zawsze może się udać – przekonuje Mateusz Kus, obrotowy Azotów.