Sobotni mecz Azotów z Jurandem Ciechanów zakończył trwający miesiąc maraton. W tym okresie puławianie rozegrali aż dziewięć meczów. Efekty okazały się jednak skromne. Cieszyć może tylko awans do Final Four Pucharu Polski.
– Nie chcemy kończyć udziału w Challenge Cup na jednej rundzie i odpaść z niego po rywalizacji z RK Bjelovar. Puchar Polski też traktujemy poważnie, więc mamy zamiar dotrzeć do turnieju finałowego. W lidze natomiast chcemy ugrać tyle, ile się uda – mówił w listopadzie puławski szkoleniowiec.
Jak widać, Azotom tylko w połowie udało się zrealizować pucharowe plany. Wejście do Final Four to z pewnością istotny sukces w krótkiej historii puławskiego klubu. Choć po trafieniu w półfinale na mistrza Polski Orlen Wisłę Płock szanse na wspięcie się jeszcze wyżej znacząco zmalały.
Kibicom jednak najbardziej szkoda szybkiego zakończenia przygody na arenie międzynarodowej. Odpadnięcie z mało wymagającym przeciwnikiem z Bjelovaru to duży minus.
Tym bardziej, że w obu meczach Chorwaci wystawili do walki tylko dziewięciu zawodników. O ich awansie zadecydowała zaledwie jedna bramka i przestrzelony rzut karny w rewanżu przez Dmytro Zinczuka. Na pocieszenie, w klubowej kasie pozostanie więcej pieniędzy, bo Challenge Cup to wyłącznie wydatki.
Ubogi jest także dorobek puławian w lidze. Wywalczenie zaledwie trzech punktów w pięciu meczach jest wynikiem poniżej oczekiwań.
Co prawda cieszy zwycięstwo w dobrym stylu z MMTS Kwidzyn (34:23) i jeden punkt wywalczony w Lubinie, ale dużo bardziej martwią przegrane – choć minimalne – w Mielcu ze Stalą (20:22), Olsztynie z Warmią (28:29) oraz na swoim parkiecie z beniaminkiem z Ciechanowa (26:28).
Boleśnie uzewnętrzniły one mankamenty Azotów: słabą obronę, nieskuteczność w ataku i brak konsekwencji w realizacji założeń taktycznych.
W efekcie, zamiast trzeciego miejsca w tabeli, które byłoby spełnieniem ambicji, Azoty muszą zadowolić się tylko piątą lokatą. A to nie jest dobra pozycja wyjściowa przed rywalizacją w dalszej części sezonu.