ROZMOWA Z Maciejem Stęczniewskim, bramkarzem Azotów Puławy
• Czuje pan niedosyt po pierwszym meczu w Belgii?
– Z przekroju całego spotkania minimalnie byliśmy lepsi. Trzeba też pamiętać, że graliśmy na wyjeździe i były to europejskie puchary.Remis przy niskim wyniku nie jest złym osiągnięciem, choć do pełni szczęścia przydałoby się zwycięstwo.
• Wygrana uciekła wam w końcowych sekundach.
– Mieliśmy bardzo dobre momenty gry. Pojawiły się też zupełnie niepotrzebne przestoje. O ile w obronie było przyzwoicie, o tyle z atakiem nie było już tak dobrze.
• Initia was czymś zaskoczyła?
– To zespół, który "robi dużo wiatru”. Belgowie bardzo długo rozgrywają piłkę, biegają, robiąc przy tym sporo zamieszania. A potem zaskakują niesygnalizowanym rzutem. Bramkarze nie lubią takich drużyn. Przy takim zakończeniu akcji bardzo trudno o udaną interwencję.
• Warto też zwrócić uwagę na ich grę w obronie, z którą mieliście sporo problemów?
– Preferują bardzo aktywną postawę w defensywie. Przeciwko nam zagrali podwyższone 5-1 oraz 4-2. Nie bardzo mogliśmy sobie z tym poradzić. Nie lubimy tak ostro broniących zespołów.
• Na co musicie zwrócić szczególną uwagę w drugim spotkaniu?
– Znacznie lepiej musi wyglądać postawa w defensywie. Powinniśmy zagrać twardziej i zdecydowanie. Poprawy wymaga również atak – trzeba być bardziej skutecznym.
• Sprawa awansu do kolejnej rundy wydaje się otwarta?
– Drużyna z Hasselt jest do ogrania. Rewanż gramy przed swoimi kibicami, którzy zawsze nas wspomagają. W pierwszym meczu w Hasselt na trybunach też byli Polacy. Nie wypada nam zawieść naszych fanów.
• I chyba byłoby żal nie wykorzystać szansy, która otwiera się przed wami – ćwierćfinał jest na wyciągnięcie ręki.
– Jeśli nie awansujemy do kolejnej rundy, niedosyt i sportowa złość pozostanie na długo.