Po siedmiu punktach zdobytych w pięciu meczach, w dwóch kolejnych spotkaniach Azoty straciły komplet "oczek”. Sytuacja zrobiła się poważna, bo teraz przed puławianami ciężki wyjazd do Chrobrego Głogów.
– Zaniepokoił nas słaby poziom sportowy w ostatnich meczach – wyjaśnia prezes Jerzy Witaszek. – Dlatego o przyczynach porozmawialiśmy z trenerem i zawodnikami. Liczymy, że w najbliższym spotkaniu w Głogowie zespół zrobi wszystko, aby ponownie odnieś zwycięstwo.
Rzeczywistość ligowa uwypukliła słabe punkty puławskiej siódemki. Przede wszystkim widoczny był brak w składzie lidera zespołu Wojciecha Zydronia, występującego na lewym skrzydle oraz rozgrywającego Marcina Kurowskiego.
Już mniej odczuwalna była nieobecność narzekającego kłopoty z kolanem Michała Szyby. Wysoką skuteczności obronionych rzutów stracił też bramkarz Piotr Wyszomirski. Ale największym problemem była skuteczność podopiecznych trenera Marka Motyczyńskiego.
– We Wrocławiu i z Kwidzynem to był nasz największy mankament – przyznaje Remigiusz Lasoń. – Sądzę, że wynikało to z braku zrozumienia. Doszedł do nas Grzegorz Gowin, który musi się uczyć naszych zagrywek. Upłynie jeszcze trochę wody w Wiśle zanim i my nauczymy się z nim grać.
Bardziej złośliwi twierdzą nawet, że problemy Azotów zaczęły się właśnie z przyjściem do klubu Gowina. – To bzdury, bo już widać, że w grze obronnej będzie nam bardzo przydatny, dużo na jego przyjściu zyskaliśmy – ucina spekulacje Witaszek
– Na tego piłkarza postawił również trener. Potrzeba jednak czasu, żeby go wkomponować do drużyny.
– To jakiś dziwny zbieg okoliczności. Jak jechaliśmy do Wrocławia, pod Radomiem zepsuł nam się autokar. Potem jeszcze mieliśmy problemy z hotelem. Koledzy z drużyny zaczęli żartować, że przynoszę pecha – wspomina Gowin.
– Nie jestem zadowolony ze swoich występów, szczególnie w ataku. Wkrótce wszystko się dotrze i po miesiącu powinno być już znacznie lepiej. Przed nami jeszcze sporo spotkań. Wierzę, że szybko zdołamy się odbić i znowu zaczniemy wygrywać.