Zawodniczki SPR Asseco BS zapomniały już o niepowodzeniu w pucharowej rywalizacji z norweskim Byasen i powróciły do ligowej rzeczywistości w wysokiej formie. Najpierw lublinianki rozgromiły Start Elbląg 44:18, a w sobtę w ostatniej serii gier zmierzą się w Gdyni z Łączpolem.
Wykonanie tego planu nie będzie jednak łatwe. Z jednej strony przyjezdne będą musiały sobie radzić bez dwójki ważnych zawodniczek: Magdaleny Chemicz (kłopoty z kolanem) oraz Izabeli Puchacz, która wysokie zwycięstwo nad Startem okupiła kontuzją palca. Rozgrywającą czekają przynajmniej cztery tygodnie przerwy, a niewykluczone, że po tym "odpoczynku” konieczna będzie jeszcze operacja.
- Może być ciężko o zwycięstwo z Łączpolem, ale ten rekord Monteksu zakładaliśmy sobie już od dawna. Dziewczyny na pewno się o niego mocno postarają. Zresztą po odpadnięciu z europejskich rozgrywek nie pozostaje nam nic innego, jak walka o prymat w lidze oraz Pucharze Polski. Zrobimy wszystko, żeby te cele osiągnąć - mówi trener Jankowski.
Rywalki tanio skóry nie sprzedadzą, także ze względu na swoją pozycję w ligowej tabeli. Gdynianki mają, o co grać. Łączpol obecnie zajmuje czwartą lokatę, ale marzy o awansie jedno "oczko” wyżej. Natomiast w przypadku porażki z SPR ekipa z Trójmiasta może wylądować nawet na pozycji numer sześć. Dodatkowo dzisiejsze rywalki będą chciały coś udowodnić po porażce w Lublinie (28:42).
- Na pewno jest to jedna z silniejszych drużyn w naszym kraju. Przed własną publicznością nie mieliśmy z nimi większych problemów, ale rok temu nasza wygrana na wyjeździe ważyła się do ostatnich sekund. Ostatecznie znad morza wracaliśmy z jedną bramką zapasu. W dodatku nasz najbliższy przeciwnik nie jest już tym samym zespołem. W końcu pozyskali trzy piłkarki z Gdańska - Katarzynę Koniuszaniec, Patrycją Kulwińską oraz Karolina Szwed. Mają też w swoich szeregach groźną Monikę Aleksandrowicz - ocenił szkoleniowiec SPR.