SPR Safo Lublin przez trzy lata nie dostanie żadnej dotacji z miejskiej kasy. To kara za złe rozliczenie z poprzednio otrzymanych pieniędzy.
Przykre konsekwencje błędu SPR odczuje już teraz. Miasto odrzuci złożony przez klub wniosek o przyznanie 250 tys. zł dotacji z puli przeznaczonej na wspieranie sportu kwalifikowanego w pierwszym półroczu. Dalsze składanie wniosków nie ma już sensu, bo ze starań o dotacje klub został wykluczony na najbliższe trzy lata. To kara za niezgodnie z przeznaczeniem wydawanie części pieniędzy otrzymanych od miasta na początku zeszłego roku.
Nieprawidłowości dotyczą 17 tys. złotych. - SPR oświadczył, że te pieniądze zostały przeznaczone na podatki i opłaty ubezpieczeniowe, ale z dokumentów wynika, że takie płatności nie miały miejsca. A klub realizując umowę z miastem był zobowiązany do zapłacenia takich świadczeń - wyjaśnia Włodzimierz Wysocki, zastępca prezydenta Lublina.
- To nasz błąd - przyznaje Andrzej Wilczek, prezes SPR. - Pieniądze z Urzędu Miasta wpłynęły do nas za późno i wydaliśmy je na inne cele. Nie pamiętam dokładnie, wyjeżdżaliśmy na mecze i zapewne pieniądze poszły na kontraktowe wypłaty dla zawodniczek. Nie udało się tego dopilnować - mówi prezes. Ale jego zdaniem Ratusz nie musiał traktować go tak ostro. - Można było to inaczej zinterpretować. Podobnie było z innymi zastrzeżeniami do tego, że jakiś rachunek zapłaciłem swoją osobistą kartą. Owszem, ale rachunek był opłacony. Gdzie jest powiedziane, że muszą to być pieniądze z miasta?
Władze Lublina twierdzą, że nie mogły postąpić inaczej. - Wykazaliśmy daleko idącą dobrą wolę. Wielokrotnie zwracaliśmy się do władz klubu o wyjaśnienia. Niestety, te nieprawidłowości wynikają wprost z dokumentów i nie da się tego w inny sposób zinterpretować - twierdzi Wysocki. - To skutkuje zakazem ubiegania się o dotacje w ciągu najbliższych trzech lat, a prawo nie pozwala nam zdecydować inaczej, bo prezydent sam naraziłby się na odpowiedzialność karną.
Decyzja Ratusza nie zamyka klubowi możliwości starania się o pieniądze z puli przeznaczonej na promocję miasta. Urzędnicy zastrzegają jednak, że takie umowy nie mogą polegać na "gaszeniu pożarów”, ale muszą opłacać się także miastu. - Klub powinien wykonywać konkretne działania reklamowe, a miasto powinno to kontrolować - stwierdza Wysocki, ale deklaruje, że będzie wspierać tego typu wnioski od SPR.
Wilczek zapowiada, że będzie się starać o promocyjne fundusze. - Przecież nie możemy zostać bez pieniędzy - mówi prezes i zastrzega, że nie będzie zmieniać nazwy klubu, ani przeprowadzać go do innego miasta. - Już znamy przypadki koszykówki, która wyjechała do Chełma i nigdy nie wróciła.