Po serii trzech kolejnych przegranych Azotów ze Śląskiem Wrocław, MMTS Kwidzyn i Chrobrym Głogów atmosfera w puławskim klubie zrobiła się gorąca. Dlatego już pojawiły się informacje, że wkrótce głową może za to zapłacić trener Marek Motyczyński.
Jednak termin spotkania przełożono na czwartek. – Ocenimy dorobek drużyny w październiku i zdecydujemy o wysokości kary dla piłkarzy za niewykonanie zadania – tłumaczy prezes Azotów Jerzy Witaszek.
– Było nim zwycięstwo w Głogowie, którego nie udało się przywieźć. Widać, że drużyna wpadła w dołek. Najwięcej zastrzeżeń mamy do przegranego spotkania w naszej hali z Kwidzynem.
W Puławach niektórzy dzielą już skórę na niedźwiedziu i zaczynają mówić o potencjalnym następcy trenera Motyczyńskiego.
Na transferowej giełdzie pojawiły się nazwiska Bogdana Kowalczyka i Jarosława Cieślikowskiego. Ostatni, za brak wyników, pożegnał się w ubiegłym tygodniu z posadą szkoleniowca w Chrobrym. Popularnego "Kowala” nikomu nie trzeba przypominać.
Szkoleniowiec ten już dwukrotnie pracował w Puławach.
– Na razie nigdzie się z Warszawy nie ruszam – mówi ze śmiechem Kowalczyk. – Choć najbliżej mi stąd do Puław i Płocka. Prezes Witaszek jeszcze do mnie nie dzwonił, ale cały czas śledzę poczynania Azotów. Gdyby znowu złożono mi ofertę, musiałbym się nad nią poważnie zastanowić.
– Do meczu z Piotrkowianinem na pewno nie nastąpią żadne roszady na ławce trenerskiej – przekonuje Witaszek.
Ale brak wyników nie wpływa dobrze na atmosferę w zespole. W dodatku nie ubywa kadrowych zmartwień trenerowi. W drużynie aż roi się od kontuzji i urazów.
Na kolano narzeka Michał Szyba, problemy ze stawem skokowym ma Dymitrij Afanasjev, a z plecami Dymitrij Zinczuk.
Z wyprawy do Głogowa mocno poobijany powrócił Wojciech Zydroń. A jakby tego było mało na wtorkowym treningu kostkę podkręcił Remigiusz Lasoń.
Mimo to w tym tygodniu szczypiorniści mają po dwa treningi dziennie. A w piątek o godz. 17.30 czeka ich u siebie mecz kontrolny z AZS Politechniką Radomską.