ROZMOWA z Piotrem Masłowskim, rozgrywającym Azotów Puławy
Czego zabrakło w waszej grze, by być lepszym od Stali?
- Były dwa kluczowe elementy, które złożyły się na naszą porażkę. Byliśmy bardzo nieskuteczni. Zmarnowaliśmy trzy, cztery klarowne okazje na zdobycie bramek po kontrach. Do tego nie potrafiliśmy trafić do bramki przeciwnika z tak dogodnej sytuacji, jaką jest rzut karny. Sam zmarnowałem dwa rzuty, a Mateusz Kus jednego. Za każdym razem górą był bramkarz gospodarzy Adam Wolański. Mielec wyprowadzał szybkie kontry i po prostu punktował nas. Szybcy Marek Szpera, Adam Babicz i Grzegorz Sobut nie mieli problemów by wykorzystywać nasz zbyt wolny powrót do obrony po stratach piłki w ataku.
Ale przecież trener Marcin Kurowski uczulał was na to. Doskonale wiedzieliście, jakiej gry możecie spodziewać się po zespole z Mielca.
- Przeciwnik niczym nas nie zaskoczył. To nasze błędy, zbyt szybkie rozgrywanie i gubienie piłki stało się przyczyną naszej porażki. Uważam, że rozmiary przegranej są za wysokie. Na szczęście nie ma to żadnego znaczenia przed kolejnym spotkaniem.
Tylko, że teraz nie możecie już pozwolić sobie na kolejną wpadkę. Musicie wygrać w sobotę w Puławach, a potem w Mielcu.
- Po pierwszym meczu, jeszcze w szatni, obiecaliśmy sobie, że wrócimy na parkiet Stali na trzecie spotkanie. Chcemy dotrzymać tej obietnicy. Zasługujmy na to, by zagrać w półfinale.
W sobotę to wy będziecie pod bardzo dużą presją...
- Graliśmy już wiele meczów z taką świadomością. Różnie, na różnych zawodników działa takie obciążenie. Ja sobie z nim radzę. Jestem pewien, że koledzy z zespołu także sobie z nim poradzą.
Nie udało się zakończyć sezonu zasadniczego na czwartym miejscu, zarząd klubu miał do was o to pretensje?
- Władze spotkały się z zespołem. Kazały skoncentrować się na meczach ze Stalą. Na razie nie było mowy o niewykorzystanej szansie.