Jedynym reprezentantem z naszego regionu na mistrzostwach Europy piłkarzy ręcznych jest 24-letni bramkarz Azotów Puławy Piotr Wyszomirski. Będzie to dla niego już trzecia impreza tak wysokiej rangi.
– Nie jestem przesądny, to dla mnie dobry termin. Zjawimy się w Serbii dwa dni przed pierwszym meczem. Od razu wejdziemy w rytm wielkiej imprezy.
• Z powodu kontuzji z reprezentacji wypadło aż czterech podstawowych zawodników. Czy limit pecha został już wyczerpany?
– Mam taką nadzieję. Zagramy bez naprawdę kluczowych piłkarzy, którzy decydowali o sile tego zespołu. Ale tak w sporcie bywa. Pod ich nieobecność szansę otrzymają inni i tylko od nich zależy czy ją wykorzystają.
• Ciężar gry tradycyjnie będzie spoczywać na zawodnikach z drugiej linii.
– Na rozegraniu są piłkarze, którzy znają się na swoim fachu. Nikomu nie trzeba specjalnie przedstawiać: Karola Bieleckiego, Michała Jureckiego, Krzysztofa Lijewskiego czy Grześka Tkaczyka. Liczę też na dobrą postawę naszych skrzydłowych, Tomka Tłuczyńskiego czy Patryka Kuchczyńskiego.
• Z konieczności szansę gry dostaną debiutanci jak Kamil Syprzak lub Robert Orzechowski. Duż będzie zależało od ich postawy.
– Sam niedawno byłem w takiej sytuacji, więc sądzę, że powinni sobie poradzić. Nieźle prezentowali się na treningach oraz przyzwoicie grali w turnieju towarzyskim w Dani. Rzuceni na głęboką wodę szybko nauczą się pływać.
• W obecnej sytuacji kadrowej nikt nie pyta się was o medal ME.
– I bardzo dobrze. Nie ma niepotrzebnej presji. Słyszałem już, że możemy być czarnym koniem i niech tak zostanie.
• Kibice nie wyobrażają sobie jednak byście nie wyszli z grupy?
– Nie chcę spekulować. Koncentrujmy się na najbliższym spotkaniu, a potem na następnym. Jeszcze przyjdzie czas dywagacje.
• Pierwszy mecz Polska zagra z Serbią. Gospodarzom zawsze pomagają ściany…
– Zdajemy sobie z tego sprawę. Swoje trzy grosze mogą też dołożyć sędziowie. Nie możemy się jednak myśleć o otoczce mistrzostw. Musimy zrobić swoje i wygrać.