ROZMOWA z Piotrem Wyszomirskim, bramkarzem reprezentacji Polski i Azotów, uczestnikiem mistrzostw świata w Szwecji
• Statystyki mówią, że ma pan lepszą skuteczność od najlepszego zawodnika świata roku 2009 – Sławomira Szmala. Wynik "Kasy” to 36 procent, pana – o cztery punkty lepszy.
– Sławek zagrał we wszystkich dziewięciu spotkaniach, ja tylko w ośmiu. Zmiennik ma zawsze lepszy wynik. Uważam, że w porównaniu z ubiegłorocznymi mistrzostwami Europy, mogę być zadowolony ze swojej gry. Trener Bogdan Wenta dawał mi znacznie więcej szans na pokazanie tego, co już umiem.
• Ósme miejsce jednak nikogo nie satysfakcjonuje…
– Nie tego od nas oczekiwano. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że zawiedliśmy. Takie jest życie, taki jest sport, nie zawsze wygrywasz. Szans na Igrzyska Olimpijskie jeszcze nie pogrzebaliśmy. Będziemy ich szukać na ME w Serbii, na które najpierw musimy awansować.
• Skończyła się już zatem era "polskich gladiatorów”?
– Nie sądzę. Trener zaufał graczom, którzy nie raz udowodnili, że potrafią grać i stać ich na zrobienie wyniku. Mieliśmy tego przykłady na MŚ w Niemczech i Chorwacji. Polska była tam przecież wicemistrzem świata i trzecią drużyną globu.
• Ale ci zaufani i doświadczeni, jak Karol Bielecki, Marcin Lijewski czy Mariusz Jurasik zawiedli na całej linii. Dlaczego?
– Pewnie oni sami nie znają odpowiedzi na to pytanie. Nie sądzę, by byli słabo przygotowani do najważniejszej imprezy w roku. W swoich klubach rzucali po siedem, osiem bramek w każdym meczu. Szkoleniowiec nie miał powodu, by ich nie zabrać.
• To może problem leży w psychice. Czy przypadkiem polska drużyna nie "spaliła się”?
– Moi koledzy to piłkarze doświadczeni, wychodzili obronną ręką z niejednej opresji. Pamiętamy, słynny już, mecz z Norwegią i rzut Siódmiaka. W Szwecji w pewnym momencie coś się zacięło. Do tego doszły jeszcze, niezrozumiałe czasami, decyzje sędziów w meczach z gospodarzami i Duńczykami. Sądzę, że to wszystko nałożyło się na późniejszą sytuację.
• Pojawiały się głosy, że w drużynie nie było dobrej atmosfery. Podobno zaiskrzyło na linii: trener Wenta – niektórzy zawodnicy?
– Byłem z tym zespołem i atmosfera była bardzo dobra. Po przegranym meczu, szkoleniowiec zawsze nas pocieszał, poklepywał po ramieniu. Mówił, że to jeszcze nie koniec świata, że jest kolejne spotkanie.
• Myśli pan, że już przed marcowymi meczami eliminacyjnymi do ME ze Słowenią w kadrze nastąpi trzęsienie ziemi?
– Będą to spotkania o punkty, dlatego trener raczej nie będzie eksperymentował. Zapewne postawi na sprawdzonych graczy.
• Ma pan dopiero 23 lata. To odpowiedni wiek, by poszukać sobie lepszego zespołu, by dalej się rozwijać?
– Marzę o tym, choć podczas mistrzostw nie wziąłem jeszcze żadnej wizytówki od menadżerów Bundesligi czy ligi hiszpańskiej. Jeszcze przez półtora roku mam ważny kontrakt Puławach. Bardzo chciałbym sam się wypromować.