Tym razem w starciu z mistrzami Polski drużyna z Puław tanio skóry nie sprzedała. Długo toczyła z faworyzowanym rywalem wyrównany bój. Goście odskoczyli dopiero w samej końcówce spotkania. I ostatecznie wygrali 35:30.
W pierwszej połowie podopieczni Zbigniewa Markuszewskiego wysoko zawiesili kielczanom poprzeczkę. W 10 minucie po celnym rzucie Mateusza Seroki udało się nawet wyjść na prowadzenie 6:5.
Później rywalizacja przebiegała w stylu bramka za bramkę. Niestety, gra w podwójnym osłabieniu spowodowała, że Vive odskoczyło na trzy bramki (10:13). Ostatecznie na przerwę obie ekipy schodziły jednak przy wyniku 15:17.
W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie. Ciągle gospodarze trzymali się blisko i długo goście nie mogli być pewni, że wygrają środowe zawody. Dopiero w końcówce mistrzowie Polski odskoczyli rywalom na pięć goli. Pomogła w tym także czerwona kartka Krzysztofa Łyżwy z 42 minuty. Gospodarze w prostych sytuacjach gubili też piłkę, a na dodatek zmarnowali dwa rzuty karne.
Pięć bramek zaliczki wystarczyło, żeby przyjezdni w ostatnich minutach spokojnie pilnowali wyniku. Paweł Podsiadło i jego koledzy pokazali się jednak z dobrej strony i sprawili przeciwnikom sporo problemów. A już w sobotę kolejne starcie o ligowe punkty - tym razem w Szczecinie przeciwko tamtejszej Pogoni (godz. 18).
Azoty Puławy – PGE Vive Kielce 30:35 (15:17)
Azoty: Koszowy, Borucki – Panić 7, Podsiadło 7, Rogulski 4, Gumiński 3, Seroka 3, Jarosiewicz 2, Łyżwa 2, Kasprzak 1, Masłowski 1, Matulić, Grzelak, Titow, Prce, Kaleb.
PGE Vive: Ivić, Cupara – Jurkiewicz 8, Moryto 6, Karalok 5, Aginagalde 4, Mamić 4, Cindrić 4, Janc 3, Bis 1, Jachlewski, Fernandez Perez.