Zespół z Puław pokonał w Gdyni tamtejszą Arkę zaledwie czterema bramkami, choć kwadrans przed końcem meczu goście mieli w zapasie aż 11 trafień
Azoty były zdecydowanym faworytem w starciu z najsłabszym zespołem PGNiG Superligi mężczyzn. I już po czterech minutach i gilu Titova przyjezdni prowadzili 4:1. Jednak później dobry fragment gry zaprezentowała Arka i zbliżyła się do puławian na zaledwie jedno trafienie! W efekcie Zbigniew Markuszewski zdecydował się wziąć czas. Rozmowa z zawodnikami przyniosła pożądany efekt i po wznowieniu gry goście stopniowo zaczęli ponownie dominować nad rywalami i zeszli na przerwę prowadząc 20:16.
Po zmianie stron przez pierwsze 15 minut na parkiecie rządziły Azoty. Dobra gra poskutkowała zwiększeniem przewagi. Kiedy Adam Skrabania w 45 minucie trafił na 32:21 wydawało się, że w Gdyni dojdzie do pogromu. Tak się jednak nie stało. Gospodarze do samego końca zagrali bardzo ambitnie i udało im się zmniejszyć rozmiary porażki do czterech trafień, ale punkty powędrowały na konta graczy z Puław.
Arka Gdynia – Azoty Puławy 33:37 (16:20)
Arka: Zimakowski, Pieńczewski – Wołowiec, Całujek, Czaja, Jamioł, Kamyszek, Przysiek, Ćwikliński, Lisiewicz, Rychlewski, Skwierawski, Wolski, Jasowicz, Rutkowski.
Azoty: Borucki, Koszowy – Adamczuk, Kaleb, Łyżwa, Masłowski, Podsiadło, Titow, Matulić, Gumiński, Jarosiewicz, Seroka, Skrabania, Grzelak, Kasprzak, Rogulski.
Sędziowali: Michał Orzech i Robert Orzech.