(fot. Grzegorz Sierocki/KS Azoty Puławy)
ROZMOWA z Mateuszem Seroką, skrzydłowym Azotów Puławy
- Za pierwszą połowę należą wam się brawa (był remis 15:15 – przyp. J.Cz.), za drugą już solidna bura. Dlaczego zagraliście tak słabo w ataku i obronie?
– Chyba zapomnieliśmy, że mecz trwa 60 minut, a nie 15. Szczególnie w drugiej połowie nie ustrzegliśmy się błędów, które natychmiast i z premedytacją wykorzystali zawodnicy Orlen Wisły. Przeciwnik nie oglądał się na naszą postawę, tylko z każdej odzyskanej piłki próbował konstruować akcje i zdobywać bramki. Rywale niczym szczególnym nas nie zaskoczyli, dlatego tym bardziej szkoda straconej szansy.
- Szczególnie po przerwie poszliście na wymianę ciosów i czasami emocje brały górę?
– Na pewno można było zagrać spokojniej. Kiedy w 48 minucie mieliśmy cztery bramki do odrobienia mówiliśmy sobie: spokojnie, jest jeszcze czas, gramy swoje, damy radę. To co w głowach to jedno, a co było na boisku, to drugie. Graliśmy zbyt nerwowo, za szybko chcieliśmy odrobić straty, widać, że emocje wzięły górę i były zupełnie niepotrzebne.
- Nie uważa pan, że podeszliście do drugiej części spotkania zbyt bojaźliwie i bez wiary w swoje umiejętności?
– Na pewno nie prezentowaliśmy się tak jak w poprzednich spotkaniach. Fakt, wcześniej graliśmy z niższej klasy przeciwnikami. Z pełnym szacunkiem: Wybrzeże Gdańsk, czy Meble Wójcik Elbląg, to nie Orlen Wisła Płock. Widać było, że płocczanie to doświadczona i ograna drużyna, również w Lidze Mistrzów. My też mamy kilku ogranych zawodników, ale w tym spotkaniu nie daliśmy rady.
- Już we środę kolejny mecz ligowy. Na swoim parkiecie zagracie z Górnikiem Zabrze. Po porażce 21:31 w Płocku nie jesteście rozbici psychicznie?
– Musimy jak najszybciej zapomnieć o tym, co wydarzyło się na parkiecie w Płocku. To już przeszłość. Przed nami kolejne wyzwania. Chcąc nie chcąc, będziemy grali co trzy dni. Mecze w lidze przeplatać będziemy spotkaniami w fazie grupowej Pucharu EHF. Nie będzie czasu na rozpamiętywanie przegranych. Swoją drogą, oby było ich jak najmniej.
- W pierwszej rundzie przegraliście w Zabrzu 34:36. Czas się zrewanżować?
– Nie grałem w tamtym spotkaniu, byłem kontuzjowany, ale wystąpiłem w roli kibica. Zdobyliśmy 34 bramki, to dużo jak na mecz wyjazdowy. Ale ważne jest też to, że daliśmy sobie rzucić aż 36! To także dużo. W meczu w Puławach musimy stanąć mocniej w obronie i powinno być dobrze. Na spotkanie z Górnikiem powinien już wrócić Patryk Kuchczyński, który ostatnio był chory. Gra na mojej pozycji i liczę, że da mi dobrą zmianę. Do pełni formy wraca też Nikola Prce, który dopiero w minionym tygodniu zaczął mocniej trenować. Najważniejsze, że po wyprawie do Płocka nie mamy kontuzji i urazów. To ważne w kontekście kolejnych spotkań.
- Już w niedzielę, w lubelskiej hali Globus, inauguracja fazy grupowej Pucharu EHF. Zagracie z Wacker Thun ze Szwajcarii. Rywale w odstępie dwóch dni dwukrotnie wygrali w swojej lidze…
– Liga, a europejskie puchary, to dwie różne sprawy. Dysponujemy szeroką kadrą, którą będziemy maksymalnie wykorzystywać. Zarówno w spotkaniu środowym z Górnikiem Zabrze, jak też w niedzielę ze Szwajcarami, musimy zagrać na 110 procent i z pewnością wszyscy będziemy zadowoleni wynikami.