Wiele wskazuje na to, że kibice puławskich Azotów mogą przeżywać w obecnym sezonie prawdziwą huśtawkę nastrojów. Choć za nami dopiero pierwsza kolejka, to po tym, co widzieliśmy w przegranym meczu z Chrobrym Głogów, trudno być optymistą.
Nie jest przecież tajemnicą, że dotychczasową siłą Azotów była mocna druga linia, wspierana niekwestionowanym liderem zespołu, lewoskrzydłowym Wojciechem Zydroniem.
Prowadzeniem gry w poprzednim sezonie zajmowali się Marcin Kurowski, Dimitrij Zinczuk, Remigiusz Lasoń, Oleg Siemionow, Michał Szyba i Artur Witkowski. Kurowski, który przechodzi rehabilitację kontuzjowanego barku, został drugim trenerem.
Trzech kolejnych zawodników leczy urazy. Szyba daleki jest jeszcze od szczytu formy, a Witkowski, choć zdobył w sobotę dwie bramki, w roli reżysera gry, na razie się nie sprawdza. Na pewno więcej puławscy działacze oczekiwali od zmiennika Lasonia, Tomasza Pomiankiewicza.
Aktualna sytuacja w drugiej linii jest nie do pozazdroszczenia. Zdrowych i zdolnych do gry jest w tej chwili tylko pięciu rozgrywających. Oprócz Witkowskiego, Szyby i Pomiankiewicza, są jeszcze Grzegorz Gowin, wykorzystywany zazwyczaj w obronie oraz 19-letni Paweł Kowalik.
Ten ostatni, leworęczny, miał być zmiennikiem Szyby, ale przeciwko Chrobremu zaliczył jedynie epizod.
– Gdyby, choć jeden z trójki siedzących na trybunach szczypiornistów mógł zagrać, wynik meczu byłby inny – twierdzi Jerzy Witaszek, prezes Azotów. – Uważam, że zespół podszedł do przeciwnika mało skoncentrowany.
Pozostaje więc wierzyć, że zespół zacznie grać lepiej kiedy do składu powrócą kontuzjowani gracze, bo w przerwie letniej Azoty nie dokonały żadnych wzmocnień.
Wymaga to jednak od zmienników wzniesienia się na wyżyny umiejętności. Czy jednak mniej ograni szczypiorniści będą w stanie unieść ciężar odpowiedzialności. Pierwszy sprawdzian oblali.