Dzisiesięć bramek różnicy pomiędzy Randers HK, a SPR Lublin na tak wysokim poziomie pucharowej rywalizacji to niemal jak różnica klasy. Teoretycznie kwestia awansu Dunek jest już rozstrzygnięta, ale praktyka bywa inna. Doskonale wie o tym trener Jan Leslie.
10 bramek przewagi z pierwszego spotkania sprawiało, że rewanż w Austrii miał być czystą formalnością. Po 60 minutach gry Dunki były jednak w ciężkim szoku. Hypo stanęło na wysokości zadania, a Aalborg znalazł się za burtą.
Na wysokości zadania muszą stanąć również nasze zawodniczki, bo Randers jest jak najbardziej w ich zasięgu.
- To było najbardziej frustrujące. Czułyśmy, że spokojnie możemy z nimi grać, że nie przewyższają nas umiejętnościami. Tyle, że nic nam nie wychodziło. To był nasz bardzo słaby występ. Dunki były niemal stuprocentowo zabójcze w kontratakach – mówiła niemal na gorąco po meczu w Danii Monika Marzec.
Randers nie ma już przed lubliniankami tajemnic. Wydaje się jednak, że sekrety kryje za to siódemka SPR. Najważniejszym jest forma psychiczna zawodniczek, które w meczach z naprawdę silnymi rywalkami gubią gdzieś połowę swoich umiejętności.
Na duńskim parkiecie doświadczone piłkarki z Lublina popełniły ponad dwadzieścia (w większości banalnych) błędów technicznych. To one w głównej mierze pozwoliły gospodyniom na efektowną wygraną.
Obie siódemki wybiegną na parkiet w Lublinie niemal w niezmienionych składach. Na parkiecie powinna pojawić się również Sabina Włodek, która nie brała udziału we wtorkowym meczu ze Startem Elbląg. Na kapitan Włodek liczyć można zawsze, dlatego można być spokojnym o jedno skrzydło naszego zespołu.
Niestety nadal niezbyt różowo jest po przeciwległej stronie boiska. Zabraknie Małgorzaty Majerek, a jej zmienniczki nie najlepiej spisały się przeciwko Randers.
Spotkanie rewanżowe 1/4 finału EHF odbędzie się w niedziele o godz. 17.30 w hali Globus. Żywiołowy doping kibiców będzie naszym zawodniczkom bardzo potrzebny.