Nie MMTS Kwidzyn, jak typowało wielu ekspertów piłki ręcznej, ale Wisła Płock będzie rywalem Azotów w walce o brązowy medal mistrzostw Polski. "Nafciarze” to niewygodny przeciwnik, z którym puławianie... nie chcieli grać.
Rywalizacja w półfinale zaczęła się od dwóch wygranych Wisły. Potem jednak podopieczni Zbigniewa Markuszewskiego zdołał zwyciężyć trzykrotnie.
Nic zatem dziwnego, że w połockim klubie szybko zaczęto szukać winnych. Do dyspozycji zarządu oddał się dyrektor sportowy Łukasz Szczucki i zarząd Wisły odsunął go od pierwszego zespołu.
Przed półfinałami wszyscy stawiali na finał Vive Targi – Wisła. Zaskoczeni są także w Puławach. – Nie spodziewałem się takiego rozwiązania – mówi Bogdan Kowalczyk, trener Azotów.
Szykowaliśmy się do rywalizacji z zespołem z Kwidzyna, pierwsze mecze były zaplanowane na piątek i sobotę. Tymczasem będziemy grać z jednodniowym poślizgiem.
Puławian czeka w najbliższy weekend o wiele trudniejsze zadanie, niż ćwierćfinałowa przeprawa z Zagłębiem Lubin.
Przyjdzie im zmierzyć się z aktualnym wicemistrzem kraju, którego ambicja została mocno podrażniona. Ponadto, dwa pierwsze mecze zostaną rozegrane na wyjeździe, w nieco "specyficznej” sali. Kto oglądał mecze półfinałowe w telewizji lub był kiedyś w hali Płocku, doskonale wie, jak wygląda tamtejszy obiekt.
Za jedną z bramek jest już ściana, a za drugą bardzo blisko siatka, oddzielająca trybuny od boiska. Tuż za miejscami dla zawodników są siedzenia dla vipów, a z drugiej strony, umieszczona przy samym parkiecie trybuna główna.
W tej sytuacji skrzydłowi biegają po nogach widzów. Jakby tego było mało, płocka publiczność reaguje bardzo żywiołowo, czasami wręcz agresywnie – wylicza minusy popularny "Kowal”. – Zrobimy jednak wszystko, aby odnieść sukces w starciu z Wisłą.