Rozmowa z Radosławem Kursą, nowym zawodnikiem Motoru Lublin.
- Co trzeba zrobić, żeby namówić piłkarza do przeprowadzki z pierwszej ligi do trzeciej?
– Nie ma co ukrywać, że głównym argumentem w tym przypadku był jednak powrót do domu. Można powiedzieć, że załatwiłem dwie sprawy za jednym zamachem. Raz, że wróciłem w rodzinne strony, a dwa, że będę miał okazję występować w dobrym klubie, który ma spore aspiracje.
- Nie wierzę, że nie miał pan innych ofert. Plotkowano chociażby o Wiśle Puławy. Było coś na rzeczy?
– Nic konkretnego z Wisły się nie pojawiło. Jakieś zainteresowanie owszem było, ale kiedy doszło do zmiany trenera kontakt się urwał. Jeszcze przed świętami odezwali się do mnie z Motoru i pojawiłem się na pierwszym treningu. Czy były inne propozycje? Owszem. Miałem kilka z drugiej ligi, a także z trzeciej, ale nie chciałem już jechać nigdzie w Polskę. Byłem zdecydowany na powrót do Lublina i chociaż jeszcze formalnie nie podpisałem umowy, to cieszę się, że znowu tutaj jestem.
- To będzie dla pana trzecia przygoda z Motorem. Jak pan wspomina poprzednie?
– Prawdę mówiąc niezbyt dobrze. Mam nadzieję, że teraz będzie zdecydowanie lepiej. Za pierwszym razem zaliczyliśmy spadek z I ligi. Drugie podejście to raczej średnio udany okres na drugoligowych boiskach. Wiadomo, że teraz Motor jest jeszcze niżej, ale wierzymy, że wkrótce to się zmieni.
- W tym sezonie będzie jednak bardzo ciężko włączyć się do walki o czołowe lokaty...
– Na pewno. Plan jest taki, żeby za te 1,5 roku występować już w II lidze. Wiadomo, że sporo pracy przed nami i na pewno nie zadeklaruję już teraz, że na wiosnę wygramy wszystkie spotkania. Będziemy do tego dążyć, ale po tylu zmianach w klubie potrzeba będzie raczej czasu, żeby wszystko dobrze poukładać.
- Osoba Marcina Sasala miała znaczenie, że zdecydował się pan na występy w III lidze?
– Na pewno kiedy do klubu przychodzi trener, który przez wiele lat prowadził kluby w najwyższej klasie rozgrywkowej to świadczy o tym, że klub poważnie myśli o przyszłości.
- Jak wypadły we wtorek testy wydolnościowe?
– Szczerze mówiąc jestem zmęczony (śmiech). Po odejściu z MKS Kluczbork miałem zabieg nosa i grudzień spędziłem praktycznie na dochodzeniu do siebie. Brakowało trochę tlenu podczas testów, ale mamy jeszcze siedem tygodni do wznowienia rozgrywek i to wystarczy, żeby odpowiednio przygotować się do rundy wiosennej. Mogę już trenować praktycznie w stu procentach, więc na pewno zdążę się optymalnie przygotować na pierwszy mecz o punkty.