Sobotnie spotkanie w Warszawie pomiędzy tamtejszą Spartą, a Szóstką Black Red White było meczem na szczycie grupy trzeciej drugiej ligi siatkarek.
– To był naprawdę bardzo dobry, stojący na wysokim poziomie mecz. Spotkały się dwa najlepsze w tej grupie zespoły i było to widać na parkiecie. Chociaż po wyniku wydaje się, że mieliśmy zdecydowaną przewagę to muszę powiedzieć, że aż tak łatwo nie było. Sparta również pokazała się z bardzo dobrej strony – ocenia trener Szóstki Paweł Wrzeszcz.
W pierwszym secie, co prawda gospodynie szybko objęły prowadzenie 2:0, ale w kolejnych fragmentach premierowej odsłony zdecydowanie dominowały przyjezdne.
Drużyna z Biłgoraja świetnie radziła sobie z przyjęciem, do tego spustoszenie w szeregach rywalek siały zagrywki, a na dodatek Szóstka mogła się pochwalić niemal stuprocentową skutecznością w kontrach. To wszystko spowodowało, że pierwsze rozdanie zakończyło się wynikiem 13:25.
Nieco inaczej układała się druga partia. Sparta cały czas musiała gonić przeciwniczki, ale nie była w stanie tego zrobić i drugiego seta przegrała w stosunku 20:25.
Trzecia część sobotnich zawodów była najbardziej wyrównana. I tym razem przebiegała pod dyktando warszawianek. Miejscowe wygrywały: 6:4, 8:5, a w samej końcówce nawet 20:16. Wtedy na zagrywce pojawiła się rezerwowa Magdalena Mordaka szybko udało się odrobić straty i zakończyć mecz już w trzech odsłonach. Tym razem siatkarki trenera Wrzeszcza były lepsze o trzy "oczka” (25:22).
Zespół z Biłgoraja idzie jak burza przez rozgrywki drugiej ligi i za tydzień, w ostatniej kolejce spotkań pierwszej rundy rozgrywek spotka się z inną stołeczną drużyną – AZS AWF Warszawa.
Sparta Warszawa – Szóstka Black Red White Biłgoraj 0:3 (13:25, 20:25, 22:25)
Szóstka: Filipowicz, Majsjonak, Rudzka, Rauch, Banecka, Kundera, Bielecka (libero) oraz Solarska, Mordaka.
– Szkoda tego meczu, bo naprawdę była okazja na jakieś punkty. Długo prowadziliśmy zarówno w pierwszym, jak i drugim secie, ale dziewczyny nie zdołały dowieźć przewagi do samego końca. Daliśmy rywalkom za dużo prezentów, a one z tego skorzystały i nasze błędy zamieniały na łatwe punkty. W trzeciej partii siedliśmy już psychicznie.
Nie załamujemy się jednak i walczymy dalej. W kolejnej serii gier wreszcie wrócimy do własnej hali, więc o wygraną powinno być łatwiej – mówi szkoleniowiec Tomasovii.
W pierwszym rozdaniu tomaszowianki wygrywały 22:18, 23:21, ale o dziwo stanęły w końcówce. Gospodynie z kolei zachowały zimną krew i spokojnie punktowały rywalki, wygrywając tą cześć meczu do 23. Podobnie układała się druga odsłona.
Znowu o kilka punktów lepsze były siatkarki trenera Kaniewskiego. Ponownie jednak w kluczowych fragmentach spotkania lepie radziły sobie zawodniczki Wisły i tym razem wygrały 26:24.
W ostatniej partii Paulina Głaz i jej koleżanki zdecydowanie odstawały już od przeciwniczek i przegrały 17:25. Na słowa pochwały za sobotni występ zasłużyły jednak Głaz i Edyta Gęśla.
Powoli do zdrowia wraca także Paula Słonecka, która pojawiła się na parkiecie w Krakowie, ale występowała jedynie w drugiej linii. Na drugą rundę powinna być w stu procentach gotowa.
Dobrą wiadomością jest też fakt, że kibice z Tomaszowa Lubelskiego wreszcie po kilku tygodniach przerwy będą mogli obejrzeć swoje siatkarki w akcji. Kolejnym rywalem będzie przedostatni w tabeli MOSiR Jasło.
Wisła AGH Kraków – Tomasovia Tomaszów Lubelski 3:0 (25:23, 26:24, 25:17)
Tomasovia: Gęśla, Bębnik, Głaz, Styrkowiec, Sikora, Jabłońska, Gozdek (libero) oraz Słonecka, Romaszko.