Kłopoty Górnika Łęczna w meczach z czołówką
Mimo porażki cieszyć może forma zespołu, gdyż rozegraliśmy chyba najlepszy mecz w tej rundzie i w zgodnej opinii obserwatorów nie zasłużyliśmy na porażkę - ocenił dyrektor sportowy klubu Edward Klejndinst. Jednak piłkarzy to nie podniosło na duchu. - Wciąż nie mogę uwierzyć w to co się stało. Pozostali zawodnicy także - mówił po wczorajszym treningu Jakub Wierzchowski. - Ta porażka bardzo boli. Trudno kogoś o to obwiniać, przegraliśmy jako zespół. Wpuściłem trzy gole, ale czasem przeciwnik uderzy tak piłkę, że nic nie można zrobić. Musimy jak najszybciej wyciągnąć wnioski i zapomnieć o tym.
A wnioski są takie, że "zielono-czarni” wreszcie zagrali z zespołem, który... chciał wygrać. Kolejarz, po trzech wiosennych spotkaniach bez zwycięstwa, w przeciwieństwie do większości przeciwników, postawił na atak, a nie zmasowaną obronę. Otwarty futbol gospodarzy i jednocześnie fatalna postawa w defensywie sprawiły, że Górnik miał kilka bardzo dobrych okazji. Wykorzystał dwie, a raz sztuki tej dokonał Grzegorz Szymanek. Dzięki temu łęczyński napastnik z trzynastoma trafieniami znowu objął samodzielne przodownictwo w klasyfikacji strzelców. Ale lider mógł zdobyć więcej goli. Tak było między innymi w 83 min, kiedy dwukrotnie został powstrzymany przez Krzysztofa Pyskatego. - To były instynktowne interwencje, w kluczowym momencie spotkania. W końcu udało nam się przełamać - cieszył się golkiper miejscowych.
- Trochę jestem zaskoczony, ponieważ Górnik prowadził. Jednak w piłce nie takie rzeczy się zdarzają. W ostatnim meczu efekty przyniosła praca nad stałymi fragmentami gry. To nas podbudowało i na pewno nie zrezygnujemy z walki o awans - dodał Artur Bożyk, który nie mógł w niedzielę wystąpić z powodu kontuzji.
Drugim spostrzeżeniem są zmiany w składzie. W derbach z Avią z dobrej strony pokazali się rezerwowi Veljko Nikitović oraz Paweł Bugała. Przyznał to również Krzysztof Chrobak, który nie wykluczył występu obu graczy - przeciwko Kolejarzowi - od pierwszej minuty. Mimo to zrobił coś skrajnie przeciwnego. Velo i "Buła” cały mecz przesiedzieli na ławie. A Sławomir Nazaruk i Dawid Sołdecki weszli dopiero w końcówce. Kiedy wiadomo, iż na ciężkim boisku, gdy walka trwa non stop, trudno "wejść w mecz” i w kilka lub kilkanaście minut pokazać coś, czego inni nie zrobili w kilkadziesiąt. Na przykład, dostający kolejną szansę, Paweł Buśkiewicz.
Dlatego na boisku brakowało prawdziwego przywódcy, potrafiącego zmobilizować i kiedy trzeba również "opierniczyć”. A takie cechy, w połączeniu z nieprzeciętnymi umiejętnościami, z pewnością posiada Serb.
Za to z roszadami długo nie czekał Mirosław Hajdo. I dziś może mówić, że wykazał się trenerskim nosem, bo Rafał Wójcik i Jarosław Wieczorek odmienili oblicze drużyny. A dla Kolejarza było to granie o hamletowskie "być albo nie być”. Bo trenerowi i zespołowi postawiono ultimatum - w trzech meczach komplet punktów. W przeciwnym razie zwolnienie szkoleniowca oraz obcięcie kasy. - Tę wygraną dedykuję wszystkim szydercom, którzy dzwonili ostatnio do klubu i próbowali zająć moje miejsce. Chętnych było jedenastu - odgryzł się Hajdo.
A trzecią konkluzją jest to, że Górnik blado wypada na tle rywali ze ścisłej czołówki. Dwie porażki z Kolejarzem Stróże, blamaż w Wolbromiu i remis z Hetmanem u siebie muszą dawać do myślenia. Zwłaszcza, że do rozegrania pozostały jeszcze dwa spotkania - z Przebojem i w Zamościu.