– Na jedną rzecz jeszcze zwróciłbym uwagę, jeśli chodzi o Michelsena. W tych decydujących biegach nie widać po nim obciążenia i on raczej potrafi sprostać temu, czego od niego oczekuje sztab szkoleniowy – ROZMOWA z Tomaszem Piszczem, byłym żużlowcem, zawodnikiem m.in. Motoru Lublin
- Czy ma pan jakieś oczekiwania wobec Motoru Lublin w tym sezonie?
– Był dopiero jeden mecz. Każdy zespół przed sezonem ma swoje problemy, bo nie wszyscy są objeżdżeni. To, że Motor wygrał w Gorzowie (46:44 – dop. red.), to jest taki syndrom, że ten zespół jest silny. Tak naprawdę nie daje to nam jeszcze pełnego obrazu tego, jak będzie wyglądała liga.
- Umieściłby pan Motor Lublin w pierwszej trójce?
– Na pewno w pierwszej czwórce, bo play-offy mamy trochę inne i ta końcówka sezonu będzie bardzo ważna. Kto zna historię sportu, zawodników, to wie, że po nocy przychodzi dzień i ktoś po dobrym okresie ma zawsze jakiś kryzys. Problem polega na tym, żeby nie dopuścić do tego, aby kryzys poszczególnych zawodników był bardzo widoczny w zdobyczy punktowej, bo to się odbije na wyniku całej drużyny. Wiemy również, że takie poszczególne wyniki drużyny, kiedy się wygrywa mecz za meczem, to też takie rozluźnienie, które przychodzi i to jest naturalne, ale dla końcowego wyniku bardzo niebezpieczne. Na to również trzeba uważać, a sezon nie jest krótki. Decydujące znaczenie będą miały te mecze z końcówki sezonu.
- Jest pan zwolennikiem tego nowego rozwiązania, że do play-off awansuje sześć zespołów, a nie tak jak dotychczas cztery?
– To zapewni dwóm zespołom dalszą jazdę. Ciężko mówić o promocji danej dyscypliny, kiedy sezon zaczyna się w kwietniu, a kończy w sierpniu. Trzeba szukać takich rozwiązań, żeby tych spotkań było jak najwięcej. Na pewno nie będzie tak, że na tym się zakończy. Myślę, że można oczekiwać tego, że władze będą dążyć do tego, żeby tych spotkań było coraz więcej, żeby ta liga była coraz ciekawsza. Możemy liczyć w przyszłości na rozszerzenie ligi do 10 zespołów, co zwiększy liczbę kolejek i zmieni układ zespołów walczących o medale i o utrzymanie oraz uatrakcyjni rozgrywki. Jest trochę rozwiązań do przeanalizowania, ale myślę, że na tę chwilę to jest dobre posunięcie.
- Motor Lublin musiał rozstać się z Rosjaninem Grigorijem Łagutą. Można za niego stosować "zastępstwo zawodnika". Wicemistrzowie Polski na takim układzie tracą czy niekoniecznie?
– Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wtedy, kiedy jeden z zawodników – seniorów, a więc powiedzmy jadących z numerami: 1, 5, 9, 13, miałby gorszy okres, z którego ciężko byłoby mu wyjść, to jest to duży problem, bo ciężko jest zastąpić takiego zawodnika jak Łaguta. Jednym plusem jest to, że Motor posiada dwóch silnych juniorów i można powiedzieć, że na przemian jak nie jeden zaskoczy w danym meczu, to może drugi zaskoczy. Może wtedy dostać ten dodatkowy bieg za Łagutę. Więc połowicznie można powiedzieć, że drużyna dużo nie straciła, ale wszyscy będziemy mądrzejsi po sezonie. Tor to zweryfikuje.
- Możemy powiedzieć, że w Motorze Lublin jest teraz wszystko „naciągnięte” do granic możliwości – nie ma miejsca na kontuzje czy błędy, zawodnicy muszą też utrzymywać wysoką formę.
– Zgadza się. Dla zawodników to jest rozwiązanie optymalne, zastępstwo za Łagutę. Jednak ciężko jest znaleźć zawodnika w tym okresie, który będzie prezentować podobny poziom i zdecyduje się na starty w PGE Ekstralidze. Nie dość, że sezon jest długi, to jeszcze są rożne perypetie, które mają zawodnicy, i różne sytuacje, które mają wpływ na spadek lub zwyżkę formy. Zawsze jesteśmy mądrzy po fakcie, Na początku sezonu jest ciężko cokolwiek powiedzieć o tym, jak będzie wyglądał cały sezon.
- Drużyna ma oparcie w Mikkelu Michelsenie. W zeszłym sezonie zdobył tytuł indywidualnego mistrza Europy, zapewnił sobie starty w Speedway Grand Prix w tym roku, do tego już w pierwszym spotkaniu tego sezonu pokazał się z bardzo dobrej strony, zdobywając 14 punktów i wygrywając bieg w kluczowym momencie. To jest najmocniejszy punkt tego zespołu?
– Tak można powiedzieć, ale jeszcze ma parę meczów przed sobą i utrzymanie stabilnej formy jest tutaj najtrudniejsze. Nie tylko zdobywanie punktów i to, co zrobił w Gorzowie. Tak naprawdę on tam postawił kropkę nad i, gdzie trzeba było w ostatnim biegu wygrać, a wiemy, że z Bartkiem Zmarzlikiem nie jest łatwo wygrać i to nie tylko w Gorzowie. Na jedną rzecz jeszcze zwróciłbym uwagę, jeśli chodzi o Michelsena. W tych decydujących biegach nie widać po nim obciążenia i on raczej potrafi sprostać temu, czego od niego oczekuje sztab szkoleniowy. Były takie ze dwa-trzy mecze w poprzednich sezonach, gdzie też jechał w ważnych biegach, czy tam zmiany taktyczne były, i potrafił wziąć ciężar biegu na swoje barki, wychodząc z tego zwycięską ręką.
- W tym sezonie rusza U24 Ekstraliga, czyli projekt, który spotyka się z dobrymi opiniami. To jest kolejny krok w kierunku umożliwiania młodym zawodnikom regularnej rywalizacji na dobrym poziomie?
– Tak. Musimy te talenty szkolić, nie można tylko bazować na tym, że będą wyłącznie trenować i czekać na swoją szansę w pierwszych zespołach w PGE Ekstralidze czy w pierwszej lidze. Takie rozgrywki mają to do siebie, że młodzi zawodnicy się rozjeżdżają, łapią naturalny luz, taką swobodę, nie ma też takiej presji. Dzięki temu mogą spokojnie pracować nad sobą i to jest znakomite rozwiązanie. Jeżeli chcemy, żeby ta dyscyplina się rozwijała, to musimy stwarzać warunki do ścigania jak największej liczbie zawodników – nie tylko tych, co startują w PGE Ekstralidze i poszczególnych ligach – żeby tę młodzież przyciągać. Nie ma rozwoju dyscypliny bez liczby zawodników na torach, która będzie się zwiększać. Im więcej zawodników będzie ścigało się na żużlu, tym łatwiej będzie podnosić poziom poszczególnych rozgrywek.