Wybuchy petard, krzyki i śpiew. Świdnik cofnął się we wtorek o 35 lat, do wydarzeń z grudnia 1981 r. Przed bramą PZL-Świdnik przedstawiono rekonstrukcję strajku pracowników świdnickiego zakładu i jego pacyfikację.
Rekonstrukcja była jednym z głównych punktów obchodów 35. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Załoga WSK PZL-Świdnik rozpoczęła wówczas strajk okupacyjny, stawiając milicji i wojsku bierny opór.
Próbowaliśmy odnaleźć uczestników grudniowego strajku, których widać na zdjęciu sprzed 35 lat. Fotografię barykady w bramie głównej zakładu i tłum ludzi sfotografował wówczas Sławomir Smyk.
– To jest Stanisław Wocior, świętej pamięci. A tutaj Antek Grzegorczyk, też już nie żyje. W Stanach Zjednoczonych zmarł. Wyjechał, miał paszport tylko w jedną stronę – wspomina Alfred Bondos, były pracownik PZL-Świdnik, uczestnik strajku, współzałożyciel związku „Solidarność” w WSK Świdnik. – Mnie na tym zdjęciu nie ma, siedziałem przy radiowęźle – dodaje Bodos, który prowadził audycje związku w radiowęźle zakładowym WSK. Uniknął internowania po brawurowej ucieczce. 13 grudnia 1981 r. wyskoczył z mieszkania na II piętrze..
Urszula Radek, to także jedna z głównych działaczek świdnickiej „Solidarności” tamtego okresu, po powstaniu „Solidarności”, w ramach Komisji Zakładowej, zajmowała się sprawami socjalnymi. Doskonale pamięta strajk w zakładzie w grudniu 1981 r. Potwierdza, że scena, która we wtorek została odegrana pod bramą PZL-Świdnik – kiedy do zomowców wychodzi z kwiatami kobieta i zostaje spałowana jest autentyczna.
– Kobiety też miały obowiązek bycia na strajku, z tym, że część z nich nocowała w zakładzie, część – w tym ja chodziłyśmy do miasta, żeby listy czy odzież mężom przynieść – opowiada pani Urszula. – Wspólnie z innymi paniami postanowiłyśmy, że kiedy po drugiej stronie stoją z czołgami to my będziemy stać z kwiatami. Miałyśmy koleżankę Halinę, jaka to wspaniała dziewczyna była! Wtedy nazywała się Pokrywka, obecnie Kuryło i nadal mieszka w Świdniku. Powiedziałyśmy jej: Halinko jak oni będą taranować ogrodzenie to ty pójdziesz do nich z tą wiązanką kwiatów”. To były goździki.
Tak też się stało. Po staranowaniu ogrodzenia zakładu pani Halina wyszła do zomowców z kwiatami. Ci ją zaatakowali. – Gdyby nie nasi koledzy z pracy, to nie wiem, co by było – wspomina pani Urszula. – Tacy byli rozwścieczeni. I te kwiaty upadły. Zostały podeptane. A to przecież był pokojowy gest.
Podczas rekonstrukcji w rolę pani Haliny wcieliła się 21-letnia Kinga. – Trochę się bałam – przyznaje 21-latka.
– To spojrzenie kolegi, który uderzył mnie w twarz, jak by nie patrzeć się trochę przeżywa.
Pani Kinga pierwszy raz wzięła udział w rekonstrukcji historycznej. O stanie wojennym wie z książek i od dziadków.