Liczba uchodźców z Ukrainy w powiecie puławskim ciągle rośnie. W ich przyjmowanie angażują się samorządy, hotele, firmy, osoby prywatne, ale nawet duchowni. Puławska parafia pw. Miłosierdzia Bożego przyjęła już 15 uchodźców, kobiet i dzieci, m.in. z Kijowa i Dniepra. Kolejni w drodze.
Parafialny, piętrowy budynek przy ul. Kowalskiego w Puławach, który przed laty zajmowały zakonnice, obecnie pełni funkcję hotelu i świetlicy dla uchodźców z Ukrainy. Pierwsze osoby uciekające przed wojną przyjechały tutaj na początku marca. Poczuły się tutaj na tyle dobrze, że niektórzy zrezygnowali z zamiaru wyjazdu do Niemiec. Uznali, że w Puławach będzie im lepiej.
- Mieliśmy pusty budynek, kilka pokoi, które udało się zaadaptować. Dzięki pomocy naszych parafian doprowadziliśmy go do porządku w kilka dni. Wystarczyło wspomnieć o tym czego potrzebujemy, by wkrótce mieć tego w nadmiarze. Było tego tak dużo, że część zawieźliśmy na MOP w Markuszowie - opowiada ks. Krzysztof Krakowiak, proboszcz parafii pw. Miłosierdzia Bożego.
Dzięki ofiarności wiernych, rodziny przyjęte w budynku przy Kowalskiego mają dzisiaj do dyspozycji kuchnię z lodówką i mikrofalówką, pralnię, salę świetlicową z telewizorem i tablicą, a także pościel, ubrania, czy rzeczy codziennego użytku. Jeśli mimo wszystko czegoś brakuje, parafia sięga do swojego budżetu. Wkrótce nie będzie to już konieczne, bo obiekt otrzyma państwowe dotacje.
Do parafialnego domu dotychczas trafiło 15 osób. To kobiety i dzieci, w większości z Kijowa i Dniepru. We wtorek dojechać mają dwie kolejne osoby, matka z dzieckiem z Mariupola. Do dyspozycji mają osobne pokoje, wspólną kuchnię, pralnię, pokój świetlicowy. Wieczorami przychodzi tutaj polska młodzież, ze scholi i lokalnego, katolickiego stowarzyszenia. - Spędzają czas z ukraińskimi dziećmi, uczą ich polskiego. Zaprzyjaźnili się - mówi ksiądz Krakowiak.
W parafii "pod lasem", jak nazywają ją puławianie, powstała także nowa tradycja. Część polskich rodzin zaprasza te ukraińskie do siebie, na niedzielny obiad. Integrują się. Sami uchodźcy w ciągu kilku tygodni pobytu w Puławach zdążyli zżyć się ze sobą, ale także księdzem i polską młodzieżą. Na ich twarzach częściej uśmiech, mimo dramatu, jaki spotkał ich ojczyznę. - Gdy dotarli na miejsce, byli nieufni, wystraszeni, ale wystarczyło kilka dni, żeby się otworzyli. Poczuli się bezpiecznie. Zauważyli życzliwość, z jaką do nich podchodzimy - przyznaje proboszcz.
- Nam jest tutaj bardzo dobrze. Mamy tutaj wszystko, czego nam potrzeba. Ksiądz Krzysztof bardzo nam pomaga. Bardzo chciałabym Polsce i wszystkim ludziom tutaj, podziękować - mówi Julia Zagrajuk, która razem z córką przyjechały do Puław z Kijowa. - Tam jest teraz bardzo niespokojnie. W pobliżu naszego domu jest wiele zniszczonych budynków. Ale, gdy tylko będzie to możliwe, chciałabym wrócić, bo mój mąż, wszyscy nasi mężczyźni, zostali na Ukrainie - tłumaczy.
Niestety szanse na szybki powrót nie są duże. Dlatego część matek, która zamieszkała w Puławach, zaczyna poszukiwać pracy. Puławska parafia pomaga im w jej znalezieniu. - Wykonałem kilka telefonów i udało się coś znaleźć. Od wtorku dwie osoby zaczynają pracę, jedna w prywatnej firmie, druga w samorządowej. To dla nich bardzo ważne, żeby się czymś zająć - przyznaje ksiądz.