Rozmowa z Jolantą Sagan, właścicielką sklepu Joli Boudoir na lubelskim Czechowie, która zachęca kobiety do badania piersi
Witryna pani sklepu przy ul. Żelazowej Woli na pewno przyciąga wzrok i zwraca uwagę. Jest nietypowa i z dość śmiałym pani zdjęciem.
– To, czy moje zdjęcie jest odważne, czy nie, ma niewielkie znaczenie, ponieważ istotny jest cel – chcę zachęcić panie do badania piersi. Moje zdjęcie ma tylko uwiarygodnić to, do czego staram się namówić kobiety. A nikt przecież nie bada się przez bluzkę czy w staniku.
Dlaczego chce pani namówić kobiety do badań?
– Od 20 lat zajmuję się sprzedażą bielizny. W tym czasie spotkałam i poznałam wiele kobiet, które chorowały lub chorują na raka piersi. Są przed zabiegiem mastektomii, w trakcie leczenia lub też już po operacji. Wiem, jak się czują, jak wyglądają i jak to wszystko bardzo przeżywają. Wiem też, jak w przypadku choroby nowotworowej bardzo ważne jest badanie. I z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że ani mammografia, ani USG nie jest tak wiarygodna, tak alarmująca, jak samobadanie czy też spostrzeżenia partnera. 70 procent moich klientek wykryła swoje guzki na piersiach dzięki partnerowi. Dlatego też uważam, że trzeba się regularnie badać i do tego właśnie zachęcam.
A skąd pomysł, aby namawiać do badań właśnie poprzez swoje zdjęcie?
– Znam swoje klientki i nie chciałam, aby na zdjęciu w witrynie była jakaś obca dla nich osoba. Nie chcę też, aby ta akcja była jakimś pustym sloganem pod hasłem „Badaj swoje piersi”. Dlatego ja jestem pierwsza, daję przykład, pokazuję, że warto się badać i muszę przyznać, że odzew jest bardzo duży. W październiku, kiedy była ładna pogoda i drzwi do mojego sklepu były otwarte na oścież, panie zaglądały do środka i chwaliły ten pomysł. Mówiły, że mam piękne i odważne zdjęcie, że dzięki mnie się zbadały. Były też takie panie, które zwierzyły mi się ze swoich zdrowotnych problemów.
To nie jedyna pani inicjatywa?
– Rzeczywiście. Prowadzę warsztaty i szkolenia związane z samobadaniem piersi. Pomagam też bezdomnym zwierzętom, zwykle za pośrednictwem Chełmskiej Straży dla Zwierząt. Zbieram również plastikowe nakrętki dla Karmeli i Lukrecji, córek mojej przyjaciółki, które są wcześniakami Poza tym, wspólnie z Magdaleną Gorostizą zbieram biustonosze dla dziewczynek w sierocińcu w Ugandzie. Dlatego jeśli mają panie biustonosz leżący gdzieś w szafie to proszę tę bieliznę przynieść do mojego sklepu. Jeśli nie przyda się dziewczynom z sierocińca, to ich opiekunki te rzeczy sprzedadzą, a pieniądze wykorzystają na inne potrzeby.
Dlaczego pani w to wszystko się angażuje?
– Wychodzę z założenia, że „co posiejesz, to zbierzesz”. Moje klientki to świetne kobiety, które nigdy nie odmówiły mi pomocy. Warto pomagać. Pomagam więc i ja. Wiem, że dobro wróci. Nie od tych dziewczynek z Ugandy, zwierząt czy bliźniaczek, ale od innych ludzi. Bo nic w przyrodzie nie ginie.