– Do tej pory nie usłyszałam przeprosin – mówi nam pacjentka parczewskiego szpitala, której dane wrażliwe dostały się w ręce nieuprawnionego pracownika. Prokuratura już raz umorzyła sprawę, ale po zażaleniu pełnomocnika pokrzywdzonej, ponownie ją bada. Na razie, nikt nie poniósł konsekwencji.
Sprawa ma swój początek jeszcze w 2018 roku, kiedy kobieta (chce pozostać anonimowa) wdała się w romans z żonatym pracownikiem parczewskiego szpitala (nie był on lekarzem). W efekcie czego, zaszła w ciążę. Później, korzystała z usług poradni specjalistycznej w szpitalu.
– Łączyła nas krótka kilkumiesięczna relacja oparta na kontakcie fizycznym. Gdy mężczyzna dowiedział się, że jestem w ciąży, groził, że mnie załatwi i że ma ogromne znajomości – relacjonuje mieszkanka Parczewa.
Niestety, kobieta poroniła. – Ten pan w rozmowie ze mną i z moją matka sam się przyznał że przeglądał moją dokumentację medyczną. Nie był osobą do tego upoważnioną, bo nikogo nie upoważniłam – tłumaczy rozmówczyni. – Nie wiem, ile osób już wie jakie miałam wizyty lekarskie, jaki jest mój PESEL. Mógł przecież to wydrukować. A to małe miasto. Nawet gdy poroniłam, błagał by nikomu nie mówić o tej sytuacji – dodaje pokrzywdzona.
Złożyła skargę o wycieku danych do dyrektora parczewskiego szpitala. – Kazał mi ją wycofać, bo mówił, że obawia się o swoją reputację. Straszył, że rozgłosi, że jestem wariatką.
Ostatecznie, pracownik sam się zwolnił ze szpitala. Konsekwencji nie poniosła natomiast lekarka, przez której konto zalogował się do systemu informatycznego placówki. – Przecież on powinien dostać dyscyplinarkę – uważa mieszkanka Parczewa.
Janusz Hordejuk, dyrektor szpitala odsyła nas do Inspektora Ochrony Danych w placówce. – O przypadku czytelniczki został poinformowany Prezes Urzędu Ochrony Danych, Rzecznik Praw Pacjenta oraz Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej. Na chwilę obecną postępowanie przed Rzecznikiem Praw Pacjenta zostało zakończone. Po przeanalizowaniu sprawy Rzecznik Praw Pacjenta odstąpił od skierowania wystąpienia – tłumaczy Agnieszka Czerniak, Inspektor Ochrony Danych w parczewskim szpitalu.
Po incydencie, pracownicy zostali przeszkoleni z zakresu bezpieczeństwa danych pacjentów. Wdrożono też nowe zabezpieczenia.
Jak udało nam się ustalić, Rzecznik Praw Pacjenta w tej sprawie prowadził indywidualne postępowanie wyjaśniające.
– Zakończyło się ono stwierdzeniem naruszenia praw pacjenta do ochrony danych zawartych w dokumentacji medycznej przez Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej w Parczewie – potwierdza Rzecznik Batłomiej Chmielowiec.
Postępowanie zakończyło się 20 sierpnia 2019 roku. – W trakcie postępowania podmiot leczniczy poinformował o podjęciu szeregu działań naprawczych oraz skierowaniu sprawy do odpowiednich organów. W nasze ocenie, podjęte działania naprawcze w pełni zabezpieczają prawa pacjenta w szczególności w zakresie dostępu do dokumentacji medycznej oraz tajemnicy medycznej – uważa Chmielowiec.
Z kolei, Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych po analizie zgłoszenia naruszenia, zalecił administratorowi danych (szpitalowi –przyp. red.) podjęcie odpowiednich działań, by w przyszłości wyeliminować podobne nieprawidłowości.
– Szpital zaś poinformował Prezesa UODO o zastosowanych środkach. Wobec tego nie były już podejmowane dalsze działania – tłumaczy Adam Sanocki, rzecznik prasowy UODO. – Jednocześnie informuję, że w UODO wciąż toczy się postępowanie związane z indywidualną skargą na tego administratora – dodaje rzecznik, ale szczegółów nie może ujawniać.
Sprawę bada ponownie prokuratura, która już raz postępowanie umorzyła, bo w ocenie prokuratora nie doszło do przestępstwa.
– 26 czerwca 2019 roku Sąd Rejonowy w Radzyniu Podlaskim po rozpoznaniu zażalenia pokrzywdzonej na postanowienie (...) o odmowie wszczęcia dochodzenia postanowił (...) uchylić zaskarżone postanowienie i sprawę przekazać Prokuraturze Rejonowej w Parczewie do ponownego rozpoznania – zaznacza Magdalena Dobosz z biura prasowego Sądu Okręgowego w Lublinie.
W prokuraturze dowiadujemy się, że ta zleciła pewne czynności policji. Postępowanie jest w toku.
Tymczasem, kobieta obawia się, że pracownik wróci do szpitala. – Czuję się odarta z godności. Do tej pory nie usłyszałam przeprosin od osoby odpowiedzialnej za ten czyn, jak i ze strony lekarza, przez którego konto to się stało – tłumaczy. – Chciałabym sprawiedliwości oraz ukarania sprawcy tego, że moje dane wyciekły. Powinien ponieść właściwe konsekwencje. Sytuacja jest jasna, on wykradł moje dane wrażliwe – podkreśla pokrzywdzona.
Udało nam się skontaktować z mężczyzną. – Nie wracam do szpitala, nie mam takich planów. Sprawy nie chcę komentować do czasu jej rozstrzygnięcia. Na policji przedstawiłem swoje dowody. Ta pani mnie pomawia – podkreśla były pracownik szpitala.
Również placówka zaprzecza. – Ten pan nie został ponownie zatrudniony w szpitalu, ani nie nawiązał współpracy – zaznacza Inspektor Ochrony Danych w parczewskim szpitalu.
Pokrzywdzona wciąż ma obawy, aby korzystać z usług szpitala. – Boję się tego, że znowu coś wycieknie. Ta placówka ma tyle certyfikatów jakości, dyplomów, a jednak logowanie na czyjeś dane nie jest na tyle zabezpieczone. To skandaliczne i szokujące – uważa czytelniczka.
Kobieta do końca ubiegłego roku pracowała w laboratorium wykonującym badania dla szpitala. – Firma była zewnętrzna. Cały czas mnie zapewniano, że będę pracować dalej. Ostatniego dnia grudnia dowiedziałam się, że umowa nie zostanie mi po prostu przedłużona.
Za złamanie ustawy o ochronie danych osobowych grozi grzywna, kara ograniczenia lub pozbawienia wolności do lat dwóch, a w niektórych przypadkach, do trzech.