Czy ulice Lublina zmienią się w wyborczy śmietnik z plakatami na latarniach i barierkach? Ratusz zapewnia, że nie. – Ktokolwiek poprosi o zgodę na plakat na latarni, spotka się z odmową – twierdzą urzędnicy. Ale to nie znaczy, że śmietnika nie będzie. Kampania po prostu przeniesie się na przydrożne trawniki
Ponury widok przez wiele lat towarzyszył kolejnym kampaniom wyborczym: do samorządu, do Sejmu, Senatu, Parlamentu Europejskiego. Jak Lublin długi i szeroki, zewsząd wdzięczyły się twarze kandydatów. Z latarni, ze znaków drogowych, słupów trakcji trolejbusowej… z czego się dało. Zasłaniały pieszych na przejściach, nasiąkały deszczówką, odklejały od dykty, walały postrzępione po jezdniach, a druty, którymi je mocowano, jeszcze długo sterczały ze słupów.
Taki widok raczej się nie powtórzy. Kilka lat temu zapadła decyzja, że miasto nie będzie się zgadzać na plakaty na latarniach. Tak ma być również w tym roku.
Zarząd Dróg i Mostów dostał jasne polecenie: odmawiać. – Na razie nie wpłynęły wnioski o zgodę na takie plakaty. Gdyby taki wniosek się pojawił, nie otrzymałby zgody – przyznaje Karol Kieliszek z Urzędu Miasta. Samowolne wieszanie plakatów w tzw. pasie drogowym ma być karane. I to surowo, bo stawka karnej opłaty to 100 zł za każdy metr kwadratowy reklamy dziennie.
I chociaż na latarniach i barierkach ma być już pusto, to nie ma co liczyć na wyzwolenie od wyborczej pstrokacizny. Wystarczy, że kandydaci „zejdą” z latarń na trawniki, bo reklamy wyborcze nie będą całkiem zabronione.
– Zakaz ustawiania plakatów czy innych nośników w pasie drogowym nigdy formalnie nie istniał. Inaczej wszystkie pawilony, w których zbiera się podpisy na listach poparcia, byłyby nielegalne lub stały na terenach prywatnych – podkreśla Kieliszek. – Zmienił się też sposób, w jaki kandydaci eksponują swój wizerunek. Coraz więcej pojawia się pawilonów czy systemów wystawienniczych.
Co to oznacza w praktyce? Kandydat nie spojrzy na nas z latarni, tylko z „systemu wystawienniczego”. Może to być barierka ustawiona przez jego sztab na trawniku, tabliczka wbita w trawnik lub inna podoba konstrukcja. To będzie legalne, oczywiście pod warunkiem, że sztab zapłaci miastu 10 zł za metr kwadratowy dziennie, a do tego uzyska zgodę Zarządu Dróg i Mostów, chociaż zgoda jest tu tylko formalnością. Pierwsze wnioski już są, pierwsze zgody również, nie było ani jednej odmowy.
Zasady zaostrzono za to na przystankach komunikacji miejskiej. Poprzednio dopuszczone było naklejanie reklam na 67 wiatach przystankowych, ale teraz już takiej zgody nie będzie. – Wiaty i słupki przystankowe nie są przewidziane jako przestrzeń dla komitetów wyborczych – potwierdza nam Justyna Góźdź z Zarządu Transportu Miejskiego. – Oczywiście z wyłączeniem przestrzeni komercyjnej w wiatach, tzw. citylightów.