Sukces Beaty Mazurek i Elżbiety Kruk w wyborach do Parlamentu Europejskiego oznacza, że województwo lubelskie będzie miało dwoje nowych przedstawicieli w polskim Sejmie. Zgodnie z przepisami wyborczymi na kilka miesięcy ich miejsce w sejmowych ławach zajmą kandydaci, którzy znaleźli się tuż „pod kreską” w poprzednich wyborach parlamentarnych.
Na liście Prawa i Sprawiedliwości w sejmowym okręgu nr 6 pierwszym w kolejce do objęcia mandatu zwolnionego przez Elżbietę Kruk jest były radny sejmiku województwa Grzegorz Muszyński. W kuluarach mówi się jednak, że on sam nie musi być zainteresowany rozpoczęciem pracy przy ul. Wiejskiej w Warszawie. Zostając posłem musiałby zrezygnować z posady wiceprezesa państwowej spółki PFR Nieruchomości (dawne BGK Nieruchomości). Z oświadczeń majątkowych, które składał jeszcze jako radny wynika, że tylko w 2017 zarobił w niej ponad 429 tys. zł, czyli po ok. 35,8 tys. zł miesięcznie. Przy poselskim wynagrodzeniu w granicach 10 tys. zł (pensja podstawowa plus dieta), oznaczałoby to dla niego sporą finansową stratę.
- Pracuję w państwowej firmie. To nie będzie tylko moja decyzja. Pytanie, gdzie będę bardziej potrzebny – mówi nam Muszyński, ale zaznacza, że wciąż czeka na oficjalne wyniki wyborów. Gdyby nie zdecydował się na objęcie mandatu, następny w kolejce będzie obecny radny sejmiku i zastępca dyrektora lubelskiego oddziału Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa Marek Wojciechowski.
W przypadku okręgu nr 7, który w Sejmie reprezentuje Beata Mazurek, pierwszą na liście oczekujących jest inna radna wojewódzka Maria Gmyz. – Będę musiała to rozważyć. Praca w Sejmie byłaby zaszczytem, ale decyzję podejmę w odpowiednim czasie. W tej chwili nie mówię nie, nie mówię tak – słyszymy od radnej, która pełni funkcję zastępcy wojewódzkiego konserwatora zabytków. Jeśli Gmyz zdecyduje się na pracę w Sejmie, w sejmiku zastąpi ją Robert Bondyra, były radny powiatu tomaszowskiego.