Łatwiej dziś znaleźć producenta tkaniny identycznej jak ta z czasów powstania styczniowego czy Bitwy Warszawskiej niż krawca. Krawca, który będzie umiał zdjąć miarę i idealnie dopasować mundur. Każdy mundur musi leżeć idealnie, nawet na kliencie, który ma większy obwód w pasie niż klatce piersiowej. W Lublinie jest firma, która szyje historyczne umundurowanie dla rekonstruktorów, aktorów, statystów. Właściciel prowadzi ją pod nazwiskiem zmarłego przyjaciela, z którym łączyła go miłość do kawalerii i koni.
Firmę szyjącą historyczne mundury wymyślił Michał Czarnecki. Nie był krawcem, nie umiał szyć ale miał pasję - kontynuowanie kawaleryjskiej tradycji.
Fotografia to za mało
– Pochodził z Czemiernik. Poznaliśmy się w Lublinie, jakieś dwadzieścia pięć lat temu, w grupie rekonstrukcyjnej im. Siódmego Pułku Ułanów Lubelskich. On pracował w jakieś firmie, ja też byłem zajęty czymś zupełnie niezwiązanym z krawiectwem. W tamtych czasach sami chodziliśmy do krawców, żeby według naszych wytycznych przerabiali mundury Ludowego Wojska Polskiego na kawaleryjskie. Ale nigdy nam się nie udało odwzorować prawdziwego, przedwojennego ubioru. Od tamtego czasu wypłynęło bardzo dużo dokumentów, które na to pozwalają. Wtedy wykorzystywaliśmy jedynie stare fotografie, które mieli w swoich zbiorach ludzie pasjonujący się historią. Byli też już wówczas rzemieślnicy, który szyli kawaleryjskie mundury, bo grup rekonstrukcyjnych było sporo i powstawały kolejne – wspomina Henryk Szewczak z Lublina.
Ze Śląska do Lublina
Drogi przyjaciół się rozeszły, gdy Michał Czarnecki się ożenił i wyjechał na Śląsk. To tam założył firmę szyjącą historyczne mundury. Zatrudnił krawcową, pochodzącą z Białegostoku, koleżankę i tak działali. Po dwóch latach traktowania mundurowego przedsięwzięcia jako czegoś dodatkowego, znajomy doradził panu Michałowi, żeby całkowicie poświecił się temu co lubi i zaczął na poważnie szyć te repliki mundurów.
– No, i Michał się wziął za to i zaczął rozkręcać firmę. I właściwie jak ją rozkręcił to mu się śmierć przydarzyła. MunduryCzarnecki miały już wówczas markę na rynku ale wszystko stanęło. Wdowa zaproponowała mi i żonie, żebyśmy przejęli firmę, żeby to po prostu nie przepadło. Tak się akurat złożyło, że zakończyłem działalność gospodarczą w innej branży i myślałem czym by się zająć. To było ponad jedenaście lat temu – opowiada Szewczak.
I tak MunduryCzarnecki zostały zarejestrowane na żonę pana Henryka, panią Beatę i ze Śląska przeniesione do Lublina, na ul. Piękną. Tak jest do dziś.
Śląsk na Lublin zamieniła też krawcowa, związana z replikami umundurowania od samego początku. I nadal w MundurachCzarnecki pracuje. Było to możliwe, bo wszyscy się przyjaźnili, pracownica miała podobne zainteresowania co jej pracodawcy, jeździła konno. Nowi właściciele musieli przygotować pomieszczenie, zainwestować w materiały. Wywiązać się ze zobowiązań, które zostały po poprzednim właścicielu. I ciągnąć to dalej.
ZŁOTA SETKA 2022 - POBIERZ PEŁNY RANKING NAJLEPSZYCH FIRM LUBELSZCZYZNY
Co do milimetra
– Szczegóły są bardzo ważne, nasi klienci, głównie rekonstruktorzy są tak wyedukowani, że mają wymagania, żeby to była wierna replika munduru używanego w danych czasach. Musimy dbać o jakość, o wszystkie szczegóły. Począwszy od rodzaju tkaniny przez wykonanie i wszystkie dodatki. Musi to być dobrze odwzorowane, bo szyjemy mundury do różnych filmów i teatrów. Myślę, że doszliśmy do perfekcji. Gdy przyjaciel zaczynał, mundurówka historyczna była w powijakach. Producenci tkanin robionych na zamówienie, na podstawie zachowanych materiałów, które po tylu latach były zmienione przez światło, dopiero uczyli się jak która ma wyglądać. W wyniku prób i błędów oraz konsultacji z ekspertami, którzy się na tym znają, zamawiający doszli do porozumienia z producentami. Ustalono z jakiej tkaniny o jakim odcieniu ma być szyty dany wzór munduru. I tak to się przyjęło. W większości historyczne ubiory były szyte z wełny, letnie z lnu i bawełny. My też tak szyjemy. Oczywiście przez lata zmieniła się produkcja tkanin ale używamy bardzo zbliżonych do oryginałów – zapewnia pan Henryk.
Tylko repliki
Bez względu na zamówienie, firma MunduryCzarnecki zawsze szyje repliki, kostiumami podobnymi do mundurów się nie zajmuje. Dla tego jedynie sporadycznie ubierała współczesnych piłsudczyków, którzy nie chodzą w historycznych ubiorach i mają własnych krawców. Sporo robiła dla wytwórni filmów w Łodzi, ale właściciele nie widzą do jakiej produkcji, w czyjej reżyserii, producent o tym nie informuje. Po prostu chce mundury z danego okresu. Lubelska firma wie za to, że ubierała większość statystów w „Bitwie Warszawskiej” Jerzego Hoffmana.
MunduryCzarnecki w ofercie ma ubiory od XVII-wiecznej husarii po mundury do lat 40. i 50. ubiegłego wieku. Najpopularniejszy jest rok 1920 i 1939.
– Odczuwamy rocznice wydarzeń, tak było na 100-lecie odzyskania niepodległości, teraz bardzo popularne było powstanie styczniowe. Generalnie nie wyrabiamy się z zamówieniami. Tego się nie da zrobić na masówkę jak współczesne ubrania. Mundury są szyte indywidualnie, na konkretne osoby. To rzemiosło. Żeby mundur, zwłaszcza oficerski dobrze wyglądał musi być szyty jak dawniej. Bierzemy miarę, potem klient przyjeżdża do przymiarki. Po przymiarce gotowy juz wysyłamy. Trudność tkwi w szczegółach, sposobie podkrojenia kołnierzyka, dopasowaniu i rozmieszczeniu kieszeni. Wszystko musi wyglądać – relacjonuje Szewczak, który planuje zakup laserowego plotera, który usprawni krojenie materiału.
Pytany co się stanie, gdy już ubierze wszystkich rekonstruktorów odpowiada bez namysłu: ubrania się niszczą.
ZŁOTA SETKA 2022 - POBIERZ PEŁNY RANKING NAJLEPSZYCH FIRM LUBELSZCZYZNY
Szafa kawalerzysty
W firmie opowiadają o klientach, którzy mają od nich po dziesięć mundurów i więcej. Żartują, że tak jak kobiety się nie da ubrać do końca, tak zafascynowani historią i rekonstrukcjami chcą mieć kolejne i kolejne: z różnych epok, oficerski, żołnierski, legionowe, austriacki, niemiecki i tak dalej.
– Sam mam kilka mundurów. No, może więcej – przyznaje Henryk Szewczak, który jest komendantem Stowarzyszenia Konna Grupa im. 7 Pułku Ułanów Lubelskich. W grupie jest przynajmniej piętnastu rekonstruktorów, którzy tak jak komendant mają konie i jeżdżą konno. – Wychowałem się na wsi, jako dzieciak jeździłem na koniach pracujących w polu. Potem w dorosłym życiu, wiadomo człowiek się zajmował czym innym. Aż do momentu, kiedy znajomy zaproponował mi przejażdżkę. Raz się przejechałem i zachorowałem. Ta choroba trwa już trzydzieści lat – żartuje pan Henryk.
26 czerwca w mundurze z 1920 roku, wybiera się z innymi rekonstruktorami na plan filmowy. W skansenie będą kręcone zdjęcia do filmu „Sami swoi. Początek”.