– Martwe małże z brzegów i tafli wody zbierają strażacy, WOT i pracownicy Wód Polskich. Rozpoczęły się też kontrole zakładów odprowadzających do Bystrzycy ścieki. A politycy opozycji przypominają, że gdyby rozpoczęło się zapowiadane cztery lata temu odmulanie Zalewu Zemborzyckiego, to do pogromu mięczaków by nie doszło
– Jeśli ci partacze z Wód Polskich nie zaczną czegoś robić, to w kolejnym roku to nie będą tylko dwie tony martwych małż – grzmiała w czwartek Joanna Mucha (Polska 2050), stojąc na tamie zalewu. Gdy wypowiada te słowa, po drugiej stronie zbiornika trwa akcja zbierania tego, co wyrzuci woda.
W oczy rzuca się obecność służb. Przy brzegach parkują terenówki Wód Polskich i elektryczne auta Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Są też młodzi ludzie w mundurach WOT, których w środę wojewoda lubelski wysłał do pomocy w zbieraniu martwych małży. Tych zresztą jest mniej niż jeszcze na początku tygodnia.
Najwięcej w rękawie
– Nie ma już całych plaż usłanych małżami – przyznaje Grzegorz Uliński, kierownik Wydziału Inspekcji WIOŚ, który też był wczoraj nad zalewem.
Podobne obserwacje ma Tomasz Cieżak, kierownik zespołu wsparcia technicznego w Wodach Polskich, którego spotykamy na południowym brzegu zalewu, niedaleko tzw. rękawa.
Jest przed godz. 13, przyczepka przy toyocie hilux jest już pełna. – Wcześniej taką przyczepkę zbieraliśmy tylko na tym małym fragmencie – stwierdza Cieżak. Wylicza, że od 5 sierpnia do wczoraj do utylizacji pojechało już 1660 kg martwych mięczaków.
Czarne worki z nieżywymi małżami dowożą też dwie łódki. Łodzie dało wojsko i straż, najbardziej przydają się do transportu czarnych worków z tzw. rękawa. Przydałyby się bardziej, gdyby między dwiema rozciągnąć siatkę i tak zbierać z powierzchni wody dryfujące martwe małże. – Ale Polski Związek Wędkarski nie chce się na to zgodzić, bo ryby mogą się złapać – słychać narzekanie.
Od 4 lat bez efektów
Po drugiej stronie akwenu z dziennikarzami spotyka się posłanka Joanna Mucha. – Prowadzimy kronikę spodziewanej katastrofy. I to na każdym kroku. Zapowiadamy różne katastrofy, ekonomiczne, ekologiczne, a rząd nie chce nas słuchać – mówi na wstępie parlamentarzystka z Lublina. Po czym wylicza, data po dacie, co w temacie rewitalizacji zalewu wydarzyło się od jesieni 2018, gdy akwen przeszedł z rąk gminy Lublin do państwowej instytucji.
Dokładnie dwa lata wcześniej (6 sierpnia 2020) nieopodal stanęły powiewające banery Wód Polskich i duża plansza z planem działań nad zalewem. Podpisaniem umów na wykonanie dokumentacji projektowej, m.in. na pogłębienie akwenu, chwalił się osobiście prezes Wód Polskich Przemysław Daca. Towarzyszył mu Sebastian Trojak (wówczas członek Zarządu Województwa, dziś dyrektor sanatorium w Poniatowej), prezes WFOŚiGW w Lublinie Paweł Gilowski i zastępca dyrektora ds. Powodzi i Suszy RZGW w Lublinie Dawid Kostecki (od kilku dni szef Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej). Był też wojewoda Lubelski Lech Sprawka, który dziękował Wodom Polskich za „podjęcie się tego zadania”. A te, na uzyskanie potrzebnych do budowy pozwoleń, dawały sobie rok.
Dziś konkretne daty już nie padają. – My jesteśmy w blokach startowych, ale czekamy na decyzje środowiskową Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska – tak powód że odmulanie zalewu wciąż się nie rozpoczęło, tłumaczy Jarosław Kowalczyk, rzecznik lubelskiego oddziału Wód Polskich. – Naprawdę chcielibyśmy to procesować, ale stoimy w martwym punkcie.
Posłanka opozycji w te zapewniania nie wierzy.
– Jeśli przez cztery lata nie byli wstanie zrobić absolutnie nic, to ci partacze tej inwestycji nie wykonają. Nawet nie odpowiadają na pisma – stwierdza. I zapowiada następne interpelacje. – Będziemy pisali kolejne pisma, wszędzie, może za którymś razem dostaniemy odpowiedź. Jeśli natychmiast nie zaczną czegoś robić, to w kolejnym roku sytuacja będzie znacznie gorsza. To nie będą tylko dwie tony martwych małż.
Co zabija małże?
WIOŚ badał wodę w rzece i zalewie już trzy razy. Dziś zamierza pobrać próbki po raz kolejny. – Porównując badania pomiędzy 28 lipca a 15 sierpnia to w Bystrzycy żadnych zmian nie obserwujemy. Natomiast w zalewie widzimy wzrost ChZT (wskaźnik ilości zanieczyszczeń – red.). Cały czas jest też podwyższony poziom tlenu. Do tego masowy zakwit sinic i innych glonów – mówi Grzegorz Uliński, kierownik Wydziału Inspekcji WIOŚ.
W związku z wymieraniem małż WIOŚ rozpoczął kontrole w zakładach legalnie odprowadzających ścieki do Bystrzycy. Takich zakładów jest pięć, obecnie instytucja przygląda się dwóm, które ścieków wypuszczają najwięcej – w Osmolicach i Bełżycach (oczyszczalnia). Wyniki tych badań będą w przyszłym tygodniu.
Oficjalnego wytłumaczenia przyczyny masowego wymierania mięczaków wciąż nie ma. Wody Polskie wykluczają czynniki chemiczne czy „inne ingerencje”. Zdaniem WP najbardziej prawdopodobną przyczyną jest „zmiana pokoleniowa”. Wiek większości martwych mięczaków oceniają na 12-14 lat.