Za kilka dni na zamojskich ulicach pojawią się kilkuosobowe Gorące Patrole. Będą odwiedzać dworce, opuszczone domy, zaułki staromiejskich kamienic i szukać bezdomnych. Wspólnie z wolontariuszami miasto mają patrolować strażnicy miejscy.
Liczbański pochodzi z Wielkopolski. Tam działał m.in. w znanej Fundacji "Barka”. Często przyjeżdżał do przyjaciół w Peresołowicach. - Zobaczyłem na Zamojszczyźnie morze ubóstwa - wspomina. - Postanowiłem tu zostać i pomóc. Założyliśmy fundację i postaraliśmy się o sponsorów. Mamy już 600 podopiecznych, którym rozdaliśmy 40 ton jedzenia pozyskanego m.in. z tzw. Banku Żywności.
Gorące patrole organizowane przez wolontariuszy m.in. z lubelskiego Centrum Duszpasterstwa Młodzieży działają już w Lublinie. Na Zamojszczyźnie są nowością. - Ktoś może zapytać dlaczego chcemy patrolować Zamość, skoro mamy ośrodek w małej, hrubieszowskiej wiosce - mówi Liczbański. - Odpowiedź jest prosta. Bo bezdomni ciągną zimą do większych miast, nieraz z różnych zakątków Polski.
Z danych zamojskiej Straży Miejskiej wynika, że każdej zimy w mieście pojawia się ponad 30 bezdomnych. Nocują zwykle na dworcach lub w opuszczonych budynkach przy ul. Ogrodowej. Dotychczas funkcjonariusze sami patrolowali te rejony. - Pamiętam bezdomną dziewczynę, która przez 4 godziny stała na bosaka w jednym ze sklepów - wspomina Wiesław Gramatyka, komendant Straży Miejskiej. - Na dworze był trzaskający mróz. Przyjechała do Zamościa spod Białegostoku. Tylko my jej pomogliśmy... Takie zimowe patrole są bardzo potrzebne.
Dotychczas zamojscy bezdomni byli zimą "odstawiani” do miejscowego schroniska im. Brata Alberta. Teraz mogą także pojechać do Peresołowic. Schronisko jest dość przytulne, chociaż brakuje w nim jeszcze podstawowych sprzętów. - M.in. szafek, stołów i łóżek - mówi Liczbański. - Potrzeba nam także żywności i ubrań. Jeśli ktoś zechce nam pomóc, przyjmiemy go z otwartymi rękami. Każdy drobiazg się liczy.