Gdzie szukać nowego rynku zbytu? Najlepiej wśród pacjentów i ich rodzin - wyszedł z założenia szef jednego z zakładów pogrzebowych w Biłgoraju
65-letni mieszkaniec jednej z wiosek niedaleko Księżpola od lat ma kłopoty z sercem. Kilka dni temu odwiedził szpital w Biłgoraju. A gdy z niego wyszedł, za wycieraczką swojego samochodu znalazł ulotkę zakładu pogrzebowego. - Było tak, jakby ktoś uderzył mnie pałką w głowę - wspomina mężczyzna. - Niedomagam i mam ostatnio złe myśli. Do szpitala jadę się ratować. A tu widzę, że ktoś na mnie czyha i... źle mi życzy. Jak można?
- Takie ulotki mogą źle wpłynąć na samopoczucie pacjentów - denerwuje się Helena Małysa z Biłgoraja. - Na pewno nie pomogą także ludziom mającym bliskich w szpitalu. Często są przecież smutni i rozżaleni. Niech się reklamują, ale na tablicach ogłoszeniowych. Taki sposób jest paskudny.
Pracownicy biłgorajskiej firmy "Charon” starali się przedstawić swoją ofertę w naprawdę kuszący sposób. W ulotkach zakład chwali się, że organizuje przewozy, "ekschumacje” (wyraz napisano z błędem!) i pogrzeby. Firma reklamuje się także, że ma własną chłodnię i kaplicę bez opłat. "Szpital pobiera pieniądze, my nie. Odbieramy ze szpitali na żądanie” - czytamy na ulotce.
Dość nachalności "Charona” ma także kierownictwo szpitala. - Jakiś czas temu ta firma postawiła przed szpitalem swój karawan - denerwuje się dyrektor Zbigniew Kowal. - Pacjenci byli tym oburzeni. Interweniowaliśmy i pojazd został usunięty. Teraz przerzucili się na ulotki. Zastanawiamy się, co z tym zrobić. Takie zachowanie jest na pewno nieetyczne... Ta firma także mija się z prawdą. Szpital pobiera opłaty za chłodnię, ale tylko wtedy, gdy ciało przechowywane jest dłużej niż trzy dni.
Tomasz Glinka, właściciel Zakładu Pogrzebowego "Charon” nie ma sobie nic do zarzucenia. - Trochę to wyszło nieładnie - przyznał wczoraj. - Miałem już sygnały, że ulotki zostały źle przyjęte. Ale to wszystko nie moja wina! Wynająłem jakiegoś chłopaka i on naszą reklamę zaniósł gdzie popadło. Dzisiaj wziął 10 tys. nowych ulotek i powiózł je gdzieś chyba na wieś.
Na ulotkach jest jednak zdanie, które sugeruje, że są one przeznaczone dla klientów szpitala. Czy to przypadek? - Wiadomo, że w szpitalu usługi są drogie - mówi Glinka. I dodaje: - My nikomu źle nie życzymy i działamy zgodnie z prawem.