Na znakach i tablicach z polskimi nazwami miejscowości miały pojawić się dodatkowe - w języku ukraińskim. Ale na razie nic z tego "nie budiet”.
Zgodnie z Ustawą o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym z 2005 roku dodatkowa nazwa może być ustalona na wniosek rady gminy, jeżeli liczba mieszkańców gminy należących do mniejszości jest nie mniejsza niż 20 proc. Według ostatniego spisu powszechnego, w całej gminie Lubycza Królewska żyje tylko 2,3 proc. ludności niepolskiej, a więc przede wszystkim ukraińskiej.
To kryterium odpada, ale pojawiła się furtka: tablice dwujęzyczne mogą pojawić się również wtedy, gdy za ustaleniem dodatkowej nazwy opowie się ponad połowa mieszkańców miejscowości biorących udział w konsultacjach. Bożyk tu upatrywał sukcesu, ale: - Coraz mniej Ukraińców mieszka w Hrebennem - rozkłada ręce. - Zostało jakieś 20 proc. głównie starszych osób, bo młodzi rozjechali się po Polsce albo wyjechali za granicę.
Podobnie jest w Potokach i Mostach Małych. Dlatego działacze Związku Ukraińców w Polsce nie będą na razie drążyć tematu dwujęzycznych tablic. - A mnie to by w ogóle nie przeszkadzało - mówi proszący o niepodawanie nazwiska mieszkaniec Lubyczy Królewskiej. - Byłem w zeszłym roku na Słowacji i widziałem na terenach przygranicznych tablice z nazwami miejscowości po słowacki i ukraińsku. Nawet fajnie to wygląda.
Cicho będziesz, dalej zajedziesz. Tej zasadzie wierny jest z kolei Wasyl Bezsmertniuk ze Lwowa, którego spotkaliśmy na zamojskim bazarze. - Poczekajmy aż Ukraina wejdzie do Unii Europejskiej - proponuje. - Wtedy będziemy mogli rozmawiać z wami jak równy z równym.