Kupił działkę i chciał na niej zarobić. Nic z tego. Inwestorów odstrasza przebiegające nad działką napowietrzne linie energetyczne i usytuowana na niej stacja trafo. Dlatego Bolesław Pietryna żąda od energetyków odszkodowania.
- Korporacja cały czas czerpie dochody z obiektu na stałe związanego z moim gruntem, a ja na tym tracę - żali się nam Bolesław Pietryna. - Miałem chętnych na dzierżawę, a nawet kupno terenu. Pertraktowałem np. z polsko-holenderską firmą handlującą materiałami budowlanymi. Zniechęcili się, bo tak blisko linii wyładunek ich towarów za pomocą dźwigu nie były niemożliwy.
Dlatego kilka lat temu zwrócił się do ZKE o uregulowanie tych kwestii. Zażądał jakiejś rekompensaty. Dowiedział się, że nie dostanie ani grosza, bo (jak stwierdzono w jednym z pism) większość urządzeń znajduje się poza granicami nieruchomości, a te, które są w jej obrębie, służą także jemu.
Okazuje się, że podobne sprawy można załatwić inaczej. Kilka lat temu podobny problem miała Barbara Biernat, właścicielka restauracji "Kasieńka” w Hrubieszowie. Chciała rozbudować lokal, ale inwestycję uniemożliwiły ciągnące się nad podwórkiem linie średniego napięcia. - Walczyłam o swoje kilka lat, ale w końcu się udało. Teraz co miesiąc dostaję rekompensatę w wysokości 250 zł - mówi Barbara Biernat.
Dlatego Pietryna nie zamierza dać za wygraną. Nie udało mu się dogadać z ZKE, więc skierował sprawę do sądu. Domaga się 21 tys. 600 złotych odszkodowania. Na tyle wycenił poniesione do tej pory straty.