Policja twierdzi, że jechał za szybko. Koledzy poszkodowanego uważają, że winien jest zalegający na ulicy piach. Tak czy inaczej młody mężczyzna miał sporo szczęścia. Jego motocykl uderzył w dwa auta, ale 22-latek doznał jedynie wstrząśnienia mózgu.
– Zjechał na przeciwległy pas ruchu i tam zderzył się ze skodą, a później jeszcze citroenem – opowiada nadkomisarz Joanna Kopeć, rzecznik zamojskiej policji.
Stłuczka wyglądała bardzo groźnie, ale na szczęście nikt w niej nie zginął. Sprawca doznał wstrząśnienia mózgu. Kierowcy aut wyszli z wypadku bez szwanku.
– Ten młodzieniec siedział jakiś czas przy drodze z głową w dłoniach – mówi jeden ze świadków. – Dobrze, że to się tak skończyło, bo kierownicę w motorze mu urwało…
Wersja zamojskich motocyklistów jest taka:
– Na tym odcinku drogi nikt normalny się nie rozpędza, bo jest tam niebezpiecznie – mówi 29-letni Karol z Zamościa, znajomy 22-latka. – Kolega jechał z prędkością dozwoloną. Ale drogowcy nie posprzątali piachu po zimie, zawinęło mu tylne koło i wpadł w poślizg.
W Zamościu jest ponad 20 tzw. ścigaczy. 33-letni Arkadiusz Michałkiewicz jest właścicielem Kawasaki ZX12 R. Zapewnia, że to jeden z najszybszych motorów na świecie.
– Ale ja prędkości nie nadużywam – zastrzega. – To, że jeżdżę na takim motorze nie ma znaczenia. Mam na drodze takie same prawa jak inni kierowcy.
Ale jeden z zamojskich motocyklistów zdradził nam, że np. na ul. Piłsudskiego, na krótkim odcinku można wycisnąć z nich bez problemu ponad 200 km na godzinę.
O takich właśnie miłośnikach szybkiej jazdy dokładnie rok temu grzmiał na sesji Stefan Kowalik, przewodniczący zamojskiego osiedla Orzeszkowej i Reymonta. Domagał się ich "utemperowania” przez policjantów.
– Widziałem jak pewien młody człowiek pędził po Piłsudskiego ponad 130 km na godzinę – mówił Kowalik. – Ludzie starsi na pewno nie mieliby szansy uciec spod jego kół. Motocykliści są postrachem dróg i nie wolno tego tolerować.
– Na każdą informację o takich przypadkach staramy się reagować – zapewnia Kopeć. – Niestety, często zdarza się, że gdy dotrzemy na miejsce, po motocyklu nie ma śladu.
– Osoby, które narażają innych na niebezpieczeństwo są po prostu przestępcami – mówi Michałkiewicz. – Jednak nie można wszystkich motorowców wrzucać do jednego worka.
Policji nie pozostaje nic innego, jak apelować do motocyklistów o rozsądek i wyobraźnię.
– Bo to oni najczęściej padają ofiarami wypadków – wskazuje Joanna Kopeć.