Wiejskie szkoły mają problem ze znalezieniem wykwalifikowanych nauczycieli języków obcych. A tylko na pobory dla takich ministerstwo zagwarantowało pieniądze. Gminy, które mimo to chcą uczyć angielskiego od pierwszej klasy podstawówki, muszą same za to płacić.
- Otrzymaliśmy 2 tys. 924 zł dofinansowania. Dzięki temu angielskiego będą się uczyć pierwszaki z Teodorówki i Korytkowa Małego. Tylko te dwie szkoły spełniały wymogi stawiane przez MEN - mówi Marian Zdunek, kierownik Samorządowego Ośrodka Oświaty w gminie Frampol. Dodaje, że uczniowie pozostałych gminnych podstawówek nie będą jednak poszkodowani, bo lekcje dla nich zostaną sfinansowane z tzw. godzin dyrektorskich, z tym że poprowadzą je pedagodzy bez wysokich kwalifikacji.
Tymczasem dyrektorzy podstawówek w Różańcu II i Woli Różanieckiej (gm. Tarnogród) nie byli w stanie znaleźć nikogo, kto mógłby uczyć dzieci angielskiego. - Już od czterech lat prowadzimy naukę tego języka, ale dopiero od czwartej klasy. Teraz mogły do nich dołączyć nawet pierwszaki. Niestety, problemy z kadrą spowodowały, że nie wszystkie nasze palcówki będą mogły skorzystać z ministerialnego programu - mówi Marian Mazurek, wiceburmistrz Tarnogrodu, gdzie i tak nie jest jeszcze najgorzej. Ta gmina dostała ponad 7 tys. zł, podczas gdy w sąsiedniej Łukowej żadna szkoła nie skorzysta z ministerialnej dotacji.
W miastach jest lepiej, choć i tutaj lekcje nie zawsze są prowadzone przez magistrów filologii angielskiej. - Język obcy został u nas do klas pierwszych wprowadzony już kilka lat temu - informuje Anna Florkiewicz, inspektor ds. edukacji w biłgorajskim Urzędzie Miasta. - Dotychczas płacił za to samorząd. Teraz dostaliśmy 17,5 tys. zł z ministerstwa. Dzięki temu, pieniądze zarezerwowane wcześniej przez burmistrza wykorzystamy na zajęcia dodatkowe, np. fakultety czy koła zainteresowań.
Tymczasem MEN zakłada, że od 2008 roku nauka angielskiego w pierwszych klasach szkoły podstawowej będzie obowiązkowa w całym kraju, a od czwartej klasy dzieci mają się uczyć drugiego języka obcego.