W Zakładzie Karnym we Włodawie kryterium przyjęcia do pracy nie jest wykształcenie, predyspozycje, umiejętności, czy chęć pracy, lecz tylko koneksje rodzinne i towarzyskie – pisze nasz czytelnik w mailu do redakcji. Dyrektor więzienia i wywołane w anonimie osoby odpierają te zarzuty
Autor zawiadomienia twierdzi, że kilka miesięcy temu do pracy na stanowisko strażnika został przyjęty kuzyn Anny Cykier, która również pracuje w tym zakładzie. – Rzeczywiście mój brat cioteczny dostał się do pracy w zakładzie, gdzie ja już pracowałam – mówi Dziennikowi Anna Cykier.
– Jako szeregowy, cywilny pracownik działu finansów nie miałam najmniejszego wpływu na politykę kadrową. Tym bardziej, że byłam w niełasce u ówczesnego dyrektora, który z sekretariatu przesunął mnie do finansów. Bałam się, że zbieżność nazwisk wręcz zaszkodzi mojemu bratu.
Razem z kuzynem Cykier do pracy, również na stanowisko strażnika, został przyjęty mężczyzna, który zdaniem autorów anonimu miał wcześniej pracować w Niemczech jako rzeźnik, mimo że do naboru przystąpili, młodsi, lepiej wykształceni i sprawniejsi fizycznie kandydaci.
– Obaj ci strażnicy rozpoczęli pracę w naszym zakładzie 1 lipca tego roku – przyznaje Marek Abramowicz, dyrektor ZK we Włodawie. – Ja objąłem obecne obowiązki w czerwcu, a więc cały ich proces rekrutacyjny przebiegał jeszcze za poprzedniego dyrektora, czyli Ryszarda Deczkowskiego.
Z anonimu wynika, że przyjęcie do pracy zależało od tego, jak duży był „dowód wdzięczności”. – W czasie mojej dotychczasowej pracy w Służbie Więziennej wielokrotnie byłem kontrolowany przez różnego rodzaju służby – dodaje Abramowicz. – Gdyby padł na mnie choćby cień podejrzenia, na pewno nie zostałbym dyrektorem.
Autorzy anonimu wypomnieli także dyrektorowi, że publicznie obiecał dwóm stażystkom przyjętym do pracy w sekretariacie, że w zależności od zaangażowania jedną z nich zatrudni na stałe. Ostatecznie do pracy przyjął kobietę, która wcześniej pracowała w Urzędzie Gminy Wyryki. Tymczasem zwolnione tam przez nią miejsce zajęła żona kadrowca w ZK.
– Rzeczywiście stażystki były brane pod uwagę, ale ostatecznie w ramach komisji rekrutacyjnej zdecydowaliśmy się przyjąć osobę z zewnątrz – tłumaczy dyrektor. Jednocześnie nie potrafił się odnieść do zawartego w anonimie zarzutu, że niedawno do pracy w ZK została przyjęta konkubina jednego z podległych mu wychowawców. – Nie interesuje mnie życie prywatne moich podwładnych – powiedział Abramowicz.
Przyjęcia po nowemu
Przed kilkoma dniami (19 grudnia) rząd przyjął przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości projekt całościowej reformy systemu naboru i szkolenia kadr Służby Więziennej. Dokument ten przewiduje m.in. wdrożenie centralnego naboru do służby, bo – jak uzasadniono – dotychczasowy system naboru nie pozwala na w pełni skuteczne koordynowanie polityki kadrowej w skali całego kraju.
Przyjmowaniem funkcjonariuszy zajmują się szefowie poszczególnych jednostek penitencjarnych. Nowa regulacja wprowadza regułę, że nabór prowadzić będą dyrektor generalny i dyrektorzy okręgowi Służby Więziennej. Ogłoszenia o naborze będą publikowane według jednolitej zasady. Powstanie ranking kandydatów, który pozwoli im na wybór jednostki pełnienia służby.
Utworzone zostaną również listy wakatów w poszczególnych obszarach i okręgach Służby Więziennej.