Wszystko zaczęło się od ubiegłorocznej kontroli, jaką w biłgorajskim szpitalu przeprowadził lubelski NFZ. Fundusz miał na zastrzeżenia do przedstawionej przez szpital dokumentacji i sprawa wylądowała w prokuraturze.
- Postępowanie w tej sprawie jest prowadzone od sierpnia. NFZ miał zastrzeżenia co do rzetelności rozliczeń pacjentów. Chodzi o ponad 600 osób - informuje Romuald Sitarz, rzecznik prokuratury okręgowej w Zamościu. - Sprawdzamy rzetelność dokumentów wystawionych przez szpital i przesłuchujemy świadków m.in. pacjentów tej placówki. Na razie nikt nie ma postawionych zarzutów.
Dyrekcja szpitala też ma zastrzeżenia. Jak tłumaczy dyrektor, wyjaśnień, które w tej sprawie złożyli lekarze, w ogóle nie wzięto pod uwagę. - W tej sytuacji spółka złożyła skargę na czynności lubelskiego oddziału NFZ do centrali. Skarga została rozpatrzona pozytywnie. Oznacza to, że kontrola formalnie niczego jeszcze nie zakwestionowała - podkreśla dr Piotr Krawiec, dyrektor szpitala. I dodaje: - Nie można odsyłać pacjentów z izby przyjęć do leczenia ambulatoryjnego, nie mając pewności co do ich bezpieczeństwa. W razie nieprawidłowej diagnozy odpowiedzialność zawodową i karną, za nieprzyjęcie chorego do szpitala ponosi właśnie lekarz. Konsekwencje ponosi również szpital, który zobowiązany jest do wypłacenia milionowych odszkodowań.
Zarząd spółki Arion Szpitale podkreśla, że na leczeniu zakwestionowanych pacjentów NFZ nic nie stracił, bo spółka zapłaci za to z własnej kieszeni. - Zwiększyliśmy dostępność usług zdrowotnych i to jest nasz sukces. Ale konsekwencją takiej polityki jest znaczna liczba nadwykonań, za które NFZ nie płaci. Sami finansujemy te świadczenia, a NFZ nakłada na nas karę - mówi dr n. med. Piotr Ruciński, wiceprezes zarządu Arion Szpitale. - Rok wcześniej NFZ kontrolując ten sam oddział zarzucił nam, że kierowaliśmy do leczenia ambulatoryjnego pacjentów, którzy powinni być hospitalizowani.
- To niedopuszczalne, że kontrolujący nas urzędnicy nie będąc specjalistami weryfikują retrospektywnie, czy nasi lekarze postępowali właściwie - dodaje Ruciński. - Przeżyłem w swojej karierze konsekwencje odesłania pacjenta do leczenia ambulatoryjnego i mówię: Panie kontrolerze, panie prokuratorze przyjdźcie do izby przyjęć i sami podpisujcie się pod odmowami przyjęcia pacjentów do szpitala!