Pan Paweł został znaleziony martwy w swoim samochodzie. Chociaż od jego śmierci minęło osiem miesięcy, śledczy nadal nie wyjaśnili przyczyn tragedii. Partnerka zmarłego kwestionuje ustalenia prokuratury i próbuje sama ustalić, co się stało. Podejrzewa, że mogło to mieć związek z lekami, które przewoził.
– Wszystko wskazuje na to, że Paweł został brutalnie pobity. Mam na to szereg dowodów, ale śledczych to nie interesuje – mówi Dziennikowi Marzena Adamczuk z Zamościa. Wynajęła prawników i detektywa. Sama zamawia ekspertyzy i od miesięcy próbuje się dowiedzieć, jak i dlaczego zginął jej partner.
Paweł Pyś był kierowcą w firmie farmaceutycznej. 7 maja przyjechał z ładunkiem do Krakowa. Rano w kabinie ciężarówki znaleziono go martwego.
– Widziałam je przed sekcją. Miał krwiaka między brwiami, uszkodzoną wargę, a na twarzy krew. Głowę miał obłożoną ligniną – wylicza pani Marzena. – Na kurtce widoczne były ślady krwi. Z ekspertyzy, którą później zleciłam, wynika, że było jej ok. 1,5 litra i była to krew Pawła.
Wyjaśnianiem okoliczności śmierci 35-latka zajęła się krakowska prokuratura. Postępowanie prowadzone jest w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci. Do tej pory nie postawiono jednak nikomu zarzutów. Nie wiadomo nawet, jak doszło do tragedii.
– Sekcja zwłok nie wykazała przyczyny śmierci. Ustalono jedynie, że nie spowodowały jej urazy mechaniczne – mówi prokurator Janusz Hnatko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie. – Przeprowadzone badania toksykologiczne również nie wskazały, co mogło doprowadzić do śmierci mężczyzny. Trwają więc dalsze czynności.
Partnerka 35-latka krytykuje poczynania śledczych.
– To są jakieś jaja – mówi bez ogródek. – Ubranie Pawła i zabezpieczone na nich ślady ich nie interesują. Policjanci zeznają, że nie miał żadnych obrażeń. Skąd więc tyle krwi na kurtce, bo przecież nie z nosa?
Odzież badało Polskie Towarzystwo Kryminalistyczne. Z opinii wynika, że na kurtce była krew żylna, która wypłynęła z szyi lub tylnej części głowy.
– Ze zdjęcia zrobionego po śmierci niewiele wynika, bo wykonano je tylko z profilu. Nie zabezpieczono też od razu wszystkich nagrań z monitoringu. W tych, które są, brakuje minut, co utrudnia wyjaśnienie sprawy. Prokuratura nie zgadza się też na ponowną sekcję zwłok – dodaje partnerka Pawła Pysia.
Wskazuje również, że zaraz po odnalezieniu ciała nie zabezpieczono rzeczy osobistych zmarłego. – Zostały one wydane jego byłemu szefowi. Nie wiem, na jakiej podstawie – dodaje pani Marzena.
W ręce pracodawcy trafił też m.in. telefon i komputer zmarłego. – Ustaliłam, że niedługo przed śmiercią Pawła jego telefon logował się w hurtowni farmaceutycznej, której nie było na jego trasie – mówi pani Marzena. – Nie wiadomo, po co tam pojechał i z kim. Prokuratura tego nie ustaliła. Nagrania monitoringu nie zostały w porę zabezpieczone. Nikt się po nie nie zgłosił i zostały wykasowane.
Partnerka zmarłego chce wyjaśnienia nie tylko tego jak, ale i dlaczego doszło do śmierci 35-latka. Nie wyklucza, że mogło to mieć związek z lekami, które przewoził.