Poszło o nabór do klas pierwszych. Rodzice uczniów SP nr 7 twierdzą, że magistrat prowadzi z nimi wojnę i złośliwie dyskryminuje „siódemkę”.
– Do klasy pierwszej zapisano u nas 42 uczniów, a magistrat zezwolił na utworzenie tylko jednego oddziału – denerwuje się Piotr Pawlasiuk, przewodniczący Rady Rodziców. – W jaki sposób prowadzić zajęcia przy takiej liczbie dzieci? To dalszy ciąg wojny nerwów prowadzonej z nami od dawna przez zamojskich urzędników. Ale my się nie poddamy!
Boje rodziców z „siódemki” z magistratem mają już bogatą historię. Samorząd chce zlikwidować szkołę, bo się mu ona „nie opłaca”. W obronie podstawówki rodzice zorganizowali m.in. demonstrację na Rynku Wielkim. Bez skutku. Ostateczną opinię miał wydać lubelski kurator oświaty. Sprawujący tę funkcję Lech Sprawka nie zgodził się na likwidację. W „siódemce” rozpoczęto nabór do klas pierwszych. Nie spodobało się to Kazimierzowi Chrzanowskiemu, dyrektorowi Wydziału Edukacji i Sportu UM. Zażalenie w tej sprawie wysłał do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Dopiął swego. Opinia kuratorium sprzeciwiająca się zamknięciu placówki została uchylona, a minister polecił ponowne rozpatrzenie sprawy. – Szkoła w tym roku nie zostanie zamknięta, ale nauczycieli i rodziców znów czeka batalia z urzędnikami – mówi mama 7-letniego Kacpra, zapisanego do klasy I w „siódemce”. – To gra warta świeczki, bo ta szkoła ma świetną opinię. Trudno jednak oddać dziecko do klasy, w której będą cztery dziesiątki dzieci – dodaje Pawlasiuk. Taka decyzja wymaga od rodziców wielkiej determinacji. Lecz jeśli maluchów nie będzie, szkoła nie będzie miała racji bytu. Tego chce magistrat.
Marian Szostak, zastępca dyrektora zamojskiej delegatury LKO zapewnia, że 42-osobowa klasa nie powstanie. – Bo nie wyrazimy na to zgody – wyjaśnia. – Liczba dzieci w klasie pierwszej nie może być większa niż 30. Takie są przepisy. Szkoła prowadziła normalny nabór i powinna utworzyć tyle klas, ile będzie potrzeba. Jeszcze 3 września pojedzie do tej placówki nasz wizytator. Szczegółowo zbadamy sprawę. Nie ma powodu do niepokoju.
Kazimierz Chrzanowski uważa, że zarzuty rodziców są bezpodstawne. – Nie rozumiem ich uporu – mówi. – Miejsca dla pierwszaków są przecież także w innych, lepszych szkołach. Nie stać nas na tworzenie dwóch nielicznych klas w tej placówce. To nie jest szkoła prywatna. Dlatego wyraziliśmy zgodę na utworzenie jednego oddziału.
Co będzie dalej? – We wrześniu zobaczymy, ile dzieci naprawdę znajdzie się w pierwszej klasie – mówi Chrzanowski. – Jeśli będzie za dużo, odeślemy je do innych szkół. Nie ma w tym żadnej złośliwości.