Podwyżki miały być równe, ale w jednym szpitalu pielęgniarki dostały więcej, a w drugim mniej. Związkowcy zarzucają, że niektórzy dyrektorzy nie stosują się do zapisów ustawy. Ci odpierają, że ich rozwiązanie jest bardziej sprawiedliwe.
Ustawa o podwyżkach dla pracowników ochrony zdrowia weszła w życie 1 lipca. Pielęgniarka z tytułem magistra zatrudniona na umowę o pracę powinna zarabiać co najmniej 7304 zł (brutto). Ale to co początkowo wydawało się jednoznaczne, dziś jest powodem sporów.
Mapa wynagrodzeń
We wtorek rano wystartowała ogólnopolska Mapa wynagrodzeń pielęgniarek i pielęgniarzy. Informacji o swoich rzeczywistych zarobkach udzieliło około 4500 osób z całej Polski.
– Cały czas czekamy na nowe zgłoszenia, bo te dane szybko się dezaktualizują – zaznacza Gilbert Kolbe, jeden z liderów Forum Pielęgniarstwa i Położnictwa. – Przygotowaliśmy mapę, bo chcemy pokazać, że ustawa o podwyżkach jest realizowana w sposób bardzo różny, w zależności od placówki – tłumaczy. I dodaje, że chce w ten sposób uświadomić ministerstwu w jak trudnej sytuacji znalazły się szpitale po zmianie wycen za świadczenia medyczne.
Związkowcy biją na alarm
Z informacji posiadanych przez lubelskich związkowców wynika, że większość placówek ochrony zdrowia wypłaciło już przyjęte ustawą wynagrodzenia.
– Trzymałem się tego co zostało zapisane w ustawie, nie dyskutowałem z przepisami, zostałem zobligowany do takich wypłat – przyznaje Lech Panasiuk, dyrektor Instytutu Medycyny Wsi w Lublinie. – Ale to wpłynie niekorzystnie na finanse instytutu, bo to co daje NFZ nie rekompensuje ponoszonych wydatków – zaznacza.
Z tego powodu do zapisów ustawowych niektórzy dyrektorzy podeszli inaczej. Jeśli na określonym stanowisku pracy nie jest wymagane wykształcenie magisterskie, to pielęgniarka nawet z tytułem magistra zarabia tak, jakby go nie miała.
Związkowcy biją na alarm, że obecnie w sześciu szpitalach w regionie pracodawca nie uznał kwalifikacji, które uznał i zgłaszał do NFZ w poprzednich latach.
Doświadczenie czy wykształcenie
Dyrektorzy, tłumaczą, że chodzi im o sprawiedliwość wobec osób zatrudnionych na takich samych stanowiskach, a posiadających różne kwalifikacje.
– Pielęgniarki z niższymi kwalifikacjami często mają duże doświadczenie i wiedzę. Takie różnicowanie wynagrodzeń dla osób wykonujących te same zadania byłoby nieuczciwe – uważa Mariusz Paszko, prezes Zamojskiego Szpitala Niepublicznego.
W jego szpitalu udało się dojść do porozumienia z pracownikami. I podstawowe wynagrodzenie pielęgniarki z tytułem magistra ze specjalizacją jest wciąż wyższe od osób bez takiego tytułu, ale tylko o ok. 500 zł.
W Puławach dyrektor przy wypłatach również uwzględni kwalifikacje wymagane na danym stanowisku, a nie to, które ma pielęgniarka.
– Posiadane przez nas środki mają zapewnić wynagrodzenia minimalne wszystkim grupom pracowników. To także podwyżki dla osób na innych umowach, również podwyżki inflacyjne, które dotykają każdego. I dyrektorzy muszą pilnować wyniku finansowego szpitala – tłumaczy Piotr Rybak, dyrektor szpitala w Puławach.
Czekając na okrągły stół
Związkowców to jednak nie przekonuje.
– Każda pielęgniarka ma obowiązek podnoszenia kwalifikacji, nie będziemy się zatrzymywać tylko dlatego, że pracodawcom to teraz nie pasuje, to świadczy o braku szacunku do pielęgniarek i położnych i łamaniu prawa, bo jak nazwać zabieranie praw nabytych, umniejszanie naszych kompetencji – mówi Bernarda Machniak, przewodnicząca Zarządu Regionu Lubelskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Dlatego związkowcy wysłali 11 sierpnia swoje stanowisko m.in. do ministra zdrowia, dyrektora lubelskiego oddziału NFZ, starostów, marszałka i wojewody lubelskiego. Proszą o pilne zwołanie spotkania w trybie okrągłego stołu w sprawie różnic w realizacji ustawowych podwyżek. Odpowiedzi pielęgniarki jeszcze nie dostały.