Tylko cztery karetki chełmskiego pogotowia mogły wczoraj wyjechać do pacjentów. Powód? Masowe zwolnienia lekarskie wśród ratowników domagających się podwyżek
– Aktualnie 37 z 74 ratowników zatrudnionych na kontraktach jest na zwolnieniach lekarskich. To samo zrobiło 16 z 40 etatowych. W związku z tym nie jestem w stanie zapewnić obsady dla wszystkich trzynastu karetek, którymi dysponujemy – przyznaje Tomasz Kazimierczak, dyrektor Stacji Ratownictwa Medycznego w Chełmie.
Wczoraj do pacjentów nie mogły wyjechać karetki z podstacji w Żółkiewce, Urszulinie, Woli Uhruskiej i Siedliszczu.
– Sytuacja jest jednak bardzo dynamiczna, reagujemy z godziny na godzinę. Nie wiem, ilu pracowników przedłuży zwolnienia lub czy nie pójdą na nie kolejne osoby – zaznacza dyrektor i dodaje, że 16 sierpnia dostał od związkowców pismo z postulatami. – To głównie postulaty płacowe. Przedstawiłem przewodniczącemu swoje stanowisko i liczyłem na dalsze rozmowy. Zamiast tego, ratownicy zaczęli iść masowo na zwolnienia lekarskie – nie kryje zdziwienia dyrektor. I zaznacza: – Protest, który naraża pacjentów, powinien być ostatecznością.
– Mamy najgorszą sytuację w województwie. Różnice w wynagrodzeniach ratowników z innych stacji, nie tylko w Lublinie, ale również w terenie, sięgają nawet tysiąca złotych, a wszyscy wykonujemy przecież tę samą pracę. To jest bardzo krzywdzące – irytuje się tymczasem Wiesław Ruszkiewicz, przewodniczący związku zawodowego ratowników medycznych w chełmskim pogotowiu.
I dodaje, że obecnie najniższe wynagrodzenie zasadnicze wynosi 3850 zł. Związkowcy chcą, by po podwyżkach wszyscy etatowi ratownicy zarabiali po 5,4 tys. zł brutto. W przypadku pracowników kontraktowych stawka godzinowa miałaby wzrosnąć z 36 zł do 53,8 zł. Szef związku podkreśla, że aktualne stanowisko dyrektora jest „nie do przyjęcia, bo proponowane zmiany w wynagrodzeniach są praktycznie niezauważalne”. – Zdajemy sobie sprawę, że firma nie udźwignie w pełni postulowanych przez nas kwot, więc liczymy chociaż na ujednolicenie płac w regionie – zaznacza Ruszkiewicz.
Podobna sytuacja miała miejsce pod koniec lipca w szpitalu w Bychawie. W najbardziej kryzysowym momencie do pacjentów jeździła tylko jedna z trzech karetek, bo znaczna część ratowników poszła na zwolnienia lekarskie. Dyrekcji i załodze udało się jednak wypracować kompromis.